czwartek, 29 listopada 2012

Love Me...

Miłość. Każdy jej kiedyś doświadczył. Niektórym dodaje skrzydeł innych pogrąża w sobie. Nie każda jest szczęśliwa. Nie zawsze jest odwzajemniona. Na pewno kiedyś kogoś kochałeś. Miłość jest niezapowiedziana. Nie wiesz kiedy trafi na Ciebie. A jeżeli chodzi o mnie, znajduję się we mnie parę dobrych lat. Niestety nie należę do szczęściarzy, którzy cieszą się jej odwzajemnieniem. Cierpię sam w sobie. Może mi powiesz, że każdy ma prawo nieszczęśliwie kogoś pokochać. Ale ja jestem jakiś inny, dziwny wręcz. Moje serce wybrało bardzo nietrafnie. Kocham kogoś, kogo nie powinienem. No może nie w taki sposób. A tak może zacznijmy od podstaw. Nazywam się Chester Bennington, i mam bardzo niepoukładane w głowie. Jestem jednym słowem przyjebany. Już nic z tym niestety nie zrobię. Wybrałem miłość swojego życia i już od ponad 4 lat się męczę. Może nie było by problemu, gdyby nie fakt, że jest to mój najlepszy przyjaciel. Przytkało co? Huh, nie dziwi mnie to. Nie jestem gejem, nie czuję pociągu do facetów. Podobają mi się kobiety.Albo raczej podobały.Od czasu gdy go poznałem wszystko się zmieniło. Pierwszy raz poczułem się tak na widok faceta. Niebywale przystojny.Jest średniego wzrostu. Włosy ma dłuższe, coś pod Biebera. Grzywka delikatnie opada na jego wiecznie uśmiechniętą, lekko opaloną twarz. Z racji, że jego ojciec jest Japończykiem ma w sobie coś z tych stron. Dlatego tak się wyróżnia. Ciekawi mnie to, po kim dostał oczy. Cholera, mieć takie to już dar. Nie dość, że wiecznie się cieszą, to są olbrzymie. Mają czekoladową barwę. Nie jakąś tam zwykłą. Są oryginalne i piękne. Jakby zamknięto w nich miliardy iskier. Są jak studnia bez dna, w której zaraz utoniesz,są jak konstelacje gwiazd, czarują swoim pięknem, mimo, że nie przyglądamy się im dokładnie. Są po prostu wyjątkowe. Usta. Pełne i kuszą.Wyglądają delikatnie i niewinnie, mimo to wcale takie nie są. Wydobywa się z nich głos który koi uszy i zmysły. Zawsze schludnie ubrany, każdy szczegół dopracowany. Zapięta kolorowa koszula w kratkę i rurki. Klasyk.Ahh, prawie bym zapomniał. Najbardziej charakterystyczną cechą jest jego uśmiech. No po prostu zaraża! Można mu wszystkie jego białe zęby policzyć i do tego te malutkie zmarszczki koło oczu. Uroczę wręcz! Jak już mówiłem, kiedy na niego spojrzysz, zarażasz się od razu. Na prawdę! Ważne jest również jego wnętrze; Nie dość, że dobry, uczynny, pracowity to jeszcze tak utalentowany. Ale on nie traktuje siebie jako gwiazdę. Też jest człowiekiem, tylko po prostu robi to co kocha.  Pełen kreatywnych pomysłów. Ideał co?No właśnie taki jest. Mój najlepszy przyjaciel - Michael Kenji Shinoda. Jesteśmy sobie na prawdę bliscy. Ale jak już wiecie, jestem niewiarygodnie przyjebany, i psuję to moim WIĘKSZYM uczuciem do niego. Zdaję sobie sprawę, że on nie czuje tego samego. Ma dziewczynę którą kocha, rodzinę. Czasem chciałbym mu powiedzieć. Widząc go, wiele myśli i obrazów przelatuję przez moją głowę. Jednak nie mogę . Wtedy było by zupełnie inaczej. Nasza więź uległa by zmianą. Czuł by się pewnie niezręcznie. Bał by się mnie przytulić jak zawsze, bo będzie zdawał sobie sprawę, jak ja to traktuje i jak jest to dla mnie ważne. Dlatego milczę. Najgorsze jest to, że Mike zna mnie na wylot, i we kiedy coś leży mi na sercu. Męczy i wypytuje mnie co mi jest, i dlaczego mu nie powiem. Oj, nie chciałbyś się dowiedzieć.Bo jak by to było dowiedzieć się o tym, że przyjaciel Cię kocha? Ale nie tak jak przyjaciele. Jestem chodzącą bombą uczuciową. Jestem zły, nagle smutny. Chcę być z Mike'm bo bez niego mi źle, ale jak z nim jestem, to boję się, że zrobię coś głupiego . Staram się trzymać dystans, mimo, że chcę być blisko. Strasznie pomieszane. Ale tak jest. I nic z tym nie zrobię.

Mike do mnie dzwonił. Bardzo podekscytowany. Boję się. Mam wrażenie, że będę ostro wkurwiony. Jeśli chodzi o takie przeczucia, to rzadko się mylę. Pewnie z tego co mówię, wywnioskujesz, że jestem jakimś pesymistą, bez szczęścia w życiu. Otóż nie. Przeżyłem wiele dobrych momentów. Na pierwszy rzut oka, wydaję się, że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Mój zespół jest znany, ludzie lubią słuchać mojego głosu, nawet jeżeli to zwykły wrzask, kasy mam po dziurki w nosie, imprezuje, mam paczkę przyjaciół. Patrząc z tej strony sam stwierdzam, że nie jest źle, ale jeżeli zajrzy się głębiej, można zauważyć tą pustkę. Jestem sam jak palec. Moje serce oczekuję tylko jednego - szczęśliwej, odwzajemnionej miłości. Ale tyko z Nim. I właśnie w tym momencie powstaję błędne koło. Kluczem do mojego pełnego, szczerego szczęścia jest Mike. No i wszystko od początku. Masakra. A wracając, to powiedział, że musimy się jak najszybciej spotkać, bo ma genialny pomysł i mam mu w nim pomóc. Tylko po to na pewno by nie dzwonił. Ale cóż miałem zrobić, odmówić? Zaprosiłem go do siebie, oprócz mnie nie ma tu żywego ducha. Nikomu nie będziemy przeszkadzać, a przynajmniej zrobię w końcu coś pożytecznego dla siebie i zespołu.W tym czasie wstawiłem wodę na herbatę. Pewnie będzie chciał, swoją ulubioną, miętową. Po kilku minutach da się usłyszeć donośny dźwięk dzwonka. Skierowałem się w stronę drzwi, nie patrzyłem nawet przez wizjer, wiedziałem kto tam stoi. Zarzucam tylko sztuczny uśmiech na twarz i "entuzjastycznie" otwieram potężne drzwi. Nie zdążyłem otworzyć ich do końca, gdyż pół-Japończyk wparował do mojego domu, od razu rzucając mi się na szyję. Trochę się zdziwiłem, bo tak na przywitanie? ;
- Wow, co tak czule?
- Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi! - wręcz wykrzyczał. Nie wiem czy ta informacja mnie dowartościowuję.
- A co takiego się wydarzyło? Widzę, że coś na serio ważnego, bo bez powodu to być chyba nie przyjechał!- zaśmiałem się cicho. Mnie to tak na prawdę nie cieszyło.
- No pierdolisz, pomysł mam i chcę go zrobić z Tobą, a co do tamtego to powiem Ci później! - Kurwa, nie należę do cierpliwych. Nie wiem co o tym myśleć.
- Dobra, dobra, chodź już, zrobiłem twoją ulubioną herbatę.
Ściągnął buty, zrzucił  kurtkę i ruszył za mną. Miał ze sobą torbę przewieszoną przez ramię, jasne jeansy, czarny T-shirt i beżowy sweter. Włosy miał mokre, ponieważ lało już od paru godzin. Jak zwykle radość od niego biła. Zasiedliśmy u mnie w salonie na skórzanych kanapach. Był blisko. Za blisko. Załączyła się mi się moja chora wyobraźnia i miałem urojenia typu ; przytula się do mnie, zbliża swoją piękną twarz i delikatnie całuje w usta. Musze się kontrolować, żeby nie odpłynąć zbytnio. Szara rzeczywistość wzywa. Bez dwóch zdań wolę moje wyobrażenia.
- Chaz, zobacz tu mam niezły wstęp, ale brakuję paru drobiazgów - podał mi kartkę i długopis - spróbuj coś naskrobać, ja się już dzisiaj wymęczyłem. Dobra nie ma co, niech emocję wezmą górę. Przeleję je na kartkę. Myślę o nas, o nim, o uczuci jakim go darzę i nic. Pomysły się wyczerpały, kompletnie.
- Dobra, Chaz nie mogę już wytrzymać - wziąłem w tym czasie łyk herbaty - ŻENIĘ SIĘ!
Co kurwa? Dlaczego mi to robisz, pojebie nie widzisz, że to ja Cię na prawdę kocham?!
Oczywiście był to głos w mojej głowie. Prawie wyplułem tą pieprzoną herbatę na niego.
- Wow, no super! Gratulacje! - przenikliwe spojrzenie Mike'a mnie przeraziło, chyba zorientował się, że coś jest nie tak.
- Nie cieszysz się?
- Skąd ten pomysł, bardzo! - głupia suka. Nigdy jej nie lubiłem, ale teraz to mam ochotę łeb jej odkręcić. Z nerwów złapałem kartkę i zacząłem pisać. Cokolwiek wpadło mi do głowy, po chwili znajdowało się na kartcę;

                                  
                                                            I've lied to you
                                             The same way that I always do
                                                 This is the last smile
                                 That I'll fake for the sake of being with you


Pisząc te słowa, prawie zrobiłem dziurę w kartce. Miałem ochotę podejść, rozjebać coś, albo nie wiem, cokolwiek, byle nie słuchać tego co do mnie mówił.
- Chester, wszystko w porządku?
- Taak, tylko dostałem nagłego przypływu weny i jak najszybciej chciałem to zapisać.
- Na pewno? Posłuchaj, chciałem jeszcze dodać, że oczywiście jesteś zaproszony, wszystko zorganizowane, to będzie najlepsza chwila w moim życiu. Ja się żenię, rozumiesz? ŻENIĘ!
Zaraz mnie chuj strzeli. Po kija mi to mówi? Kurwa, z tą wytapetowaną pindą. Gromadka dzieci, piękny dom i dobrze płatna praca. Rzygać mi się chcę jak sobie o tym myślę. A co z nami? Zapomniał o swoim zespole? Zapomniał o mnie? O naszej więzi? Znowu. Chwytam nerwowo kartkę, nawet nie panuję nad moimi gestami ;


                          Everything falls apart. even the people who never frown eventually break down
                                                          The sacrifice of hiding in a lie
                   Everything has to end, you'll soon find we're out of time left to watch it all unwind
                                                          The sacrifice is never knowing


- Dobra i teraz mi tu nie pierdol. Od jakiegoś czasu zauważyłem, że nabrałeś do mnie dystansu. Masz nagłe napady. Nie wiem czego się po Tobie spodziewać! Powiedz mi, ale wychodzę stąd i już mnie więcej nie zobaczysz.
- I będziesz żył sobie ze swoją gromadką bachorów - wymamrotałem pod nosem.
- No dalej mów! - odłożył nerwowo laptopa, właściwie nim rzucił.
Wstałem i skierowałem się w stronę kuchni. Gdzieś muszą być, ale kurwa gdzie? Wywalam wszystko z koszyków i innych skrytek. Są! Awaryjna paczka fajek. Kiedy nie mogę wytrzymać napięcia - po prostu palę. To pomaga mi chociaż na chwilę zapomnieć. Staram się je ograniczać, ponieważ wiem, że niszczę tym gównem swój organizm. Ale przy moim trybie życia to raczej niemożliwe. Wychodzę na chwilę na taras. Jest osłonięty, więc nie zmoknę. Czuć mokry, świeży i zimny powiew powietrza. Szybkim ruchem odpalam papierosa i wciągam dym. Głęboko. W swoje płuca. Ale tym razem to nie pomaga. Mike jest głębiej. Jest w centrum mojego organizmu - w moim sercu.
Mike nie podszedł do mnie. Z zainteresowaniem, nerwowo obserwował moje zachowanie. Odbijał się w szybie - wszystko widziałem. Skończyłem palić. Rzucam peta pod siebie i przydeptuje. Brakuje, żeby mi dom spłonął, więc dzięki. Wracam a stronę kanapy. Mike trzyma w ręce kartkę na której odzwierciedliłem to co czuję ;
- Chester, to co napisałeś jest... rewelacyjne. Ale powiedz mi, dlaczego tak nerwowo na mnie reagujesz? Brzydzisz się mną czy co? Cholera już nie wiem. Nic.
Nie odpowiedziałem mu. Wyrwałem mu kartkę z ręki i tylko dopisałem ;

                                                            Why I never walked away
                                                          Why I played myself this way
                                            Now I see your testing me pushes me away
                                                          Why I never walked away
                                                         Why I played myself this way
                                          Now I see your testing me pushes me away


- Jeżeli nie chcesz mnie znać, ok. Odejdę, nawet teraz, ale proszę powiedz co jest do cholery grane? To kompletna paranoja!
- Chcesz kurwa wiedzieć?! Tak?! To proszę bardzo! - podchodzę do niego i łapię go za ramiona - Już od ponad 4 pieprzonych lat jest to samo! Te jebane uczucie! "Ja i Anna, Anna i ja", rzygać mi się o tego chcę! Nie lubię tej baby, zasługujesz na kogoś lepszego! I wiesz, co? Kocham Cię. Rozumiesz to? Kocham Cię od tych kilku pieprzonych lat! Dlaczego nic Ci nie powiedziałem? Bo nie chciałem zniszczyć tego co dotychczas nas łączyło! Ale teraz już nie mogę, na prawdę. Popadam w obłęd. Nie umiem sobie poradzić sam ze sobą! Chcę twojego szczęścia, więc proszę - Nie żeń się z tym babsztylem. Wiem, że teraz mnie nie będziesz chciał znać, bo uznasz mnie na jakiegoś pierdolonego geja. Ale tak nie jest, tylko na twój widok czuję ciepło w środku. Dla mnie nie ma nikogo poza tobą. Teraz mnie już wali co powiesz i tak wiem, że mnie wyśmiejesz, więc już nic nie zaszkodzi - delikatnie zbliżam się do jego twarzy całując delikatnie usta, a następie w czoło - Teraz już wszystko wiesz...
Puściłem jego ramiona i powili odwracałem się do niego plecami. Nagle poczułem silną rękę która odwraca mnie z powrotem do siebie. Widzę jego twarz. Jak zwykle piękna. Oczy delikatnie miał szkliste, łzy do nich stopniowo nachodziły. Ja co najdziwniejsze nie płakałem. Byłem zbyt zły. Patrzę mu głęboko w oczy próbując zrozumieć co miał na celu, ponowie odwracając mnie do siebie.
Plask!
Nie wierzę, zajebał mi. No perfidnie liścia w twarz. W tym momencie łzy naszły do oczu również i mi. Jedna smuga na moim czerwonym od uderzenia policzku. To nie z bólu. To z uczucia, że po szczerym wyznaniu, które było wystarczająco bolesne, dostałem jeszcze w twarz. Zaczął się powoli uśmiechać. To był smutny uśmiech ;
- Ty pieprzony idioto! Mówisz mi to dopiero po takim czasie?! Anna była wersją awaryjną, kochałem Cię, ale wiedziałem, że to nie ma sensu.
Co kurwa? Dobrze usłyszałem? Ten debil czuł do mnie to samo, i nic z tym nie zrobiliśmy. Tyle lat męczenie się. Nie no kurwa.
- To po kija się żenisz? Przecież .. - ale nie pozwolił mi dokończyć. Zatkał moje usta swoimi. Zaczął się w nie zachłannie wssysać. Czułem jego oddech, jak pulsowała mu krew w żyłach. Czułem jego stopniowo przyśpieszające bicie serca. Jego dłonie powędrowały ku moim. Delikatnie je pieścił, ruchami wzdłuż nich. Aż wyszła mi gęsia skórka. Chwyciłem go za ramiona i zmniejszyłem odległość między nami. Mike coraz to rozmaitszymi sposobami próbował doprowadzić mnie do stanu pełnego podniecenia. Zaczął całować mnie po szyi, delikatnie. Znowu te dreszcze. Delikatnie pchnął mnie w stronę ściany. Jednocześnie obcałowując moją szyję zaczął rozpinać moją koszulę. Dziwnym przypadkiem tylko ją miałem na sobie. Szybkim ruchem zrzucił ją ze mnie. Położył swoje dłonie na mojej klatce piersiowej, wykonując delikatne ruchy w dół i w stronę pleców aż do ramion. Miałem wrażenie, że liczy moje kręgi, robił to tak powoli i delikatnie. Z uczuciem. Uczuciem którego pragnąłem od dawna. Stałem przed nim bez górnej partii ubrania. Postanowiłem też zrzucić z niego co nie co. Jednym ruchem ściągnąłem jego beżowy miękki w dotyku sweterek, a t-shirtu pozbawił się sam. Delikatnie objąłem jego twarz,  chwytając uczy. Mike napierał na moje usta coraz silniej. Nie chciałem być gorszy, robiłem to z równym impetem. Nigdy nie pomyślałem, że może się to wydarzyć. Ale zaraz, jedna rzecz mnie ciekawi. ;
- Co z Anną? - słowa te wypowiedziałem dysząc bardziej niż po jakimś maratonie.
- Ona mnie nie obchodzi Chester. To Ciebie kocham - powiedział szeptem do mojego ucha po czym pocałował mnie nieco niżej. Dreszczyk emocji - tak mogę teraz to określić. Nie zwykłe ciarki tylko pełen emocji stu procentowy dreszcz. Nigdy się tak nie czułem. Niczym dar od Boga. Chciałem by ta noc się nie kończyła. To było zbyt idealne.
Cieszenie się chwilą przerwał Mike męczący się z paskiem - rozpięcie go mu nie zbyt wychodziło. Pomogłem mu raz dwa rozpiąć jego jak i zarówno mój. Chwila, albo dwie i stoimy już bez spodni. Następny urywek sekundy i jesteśmy już całkiem nadzy. Pchnąłem Mike'a na kanapę i zachłannie rozpocząłem go obcałowywać. On za to igrał sobie z moim językiem. Delikatnie całował, nie napierał, chciał mnie najwyraźniej trochę pomęczyć. Przejeżdżał językiem po mojej wardze. Jęki wydawaliśmy oby dwoję. Był to bardzo uniosły i namiętny moment. Mike leżał rozwalony na kanapie - ja natomiast ni to siedziałem ni kucałem nad jego delikatnie opalonym ciałem. Jesteśmy coraz bliżej. Jest tak idealnie.
PIIP!
Pieprzony budzik, zawsze mnie budzi w takim momencie. To było takie piękne, mam wrażenie jak by to wydarzyło się naprawdę. Często miewam podobne sny, ale kończył się inaczej. Przebiegał inaczej. Szczegóły były dopracowany w inny sposób. Mike tym razem był jeszcze piękniejszy.
- Zrobiłem śniadanie, śpioszku! - nie wierzę. Shinoda uprany tylko w bokserki i narzuconą na siebie koszule stoi przed kanapą, na której leżę.
- M-Mike? To co było wieczorem, to na prawdę..?
Nie bądź głupiutki, chodź tu do mnie! - podszedł i pocałował mnie w czoło.
A jednak, czasem sny, marzenia okazują się prawdą. Trzeba być w nie wierne całym sercem. Ja od początku wiedziałem. Kochałem go. i mimo cierpienia, przez które przeszedłem dostałem zasłużoną nagrodę. Teraz bez obaw mogę powiedzieć ; - Tak, jestem cholernie SZCZĘŚLIWYM człowiekiem.

__________________________________________________
Jak już mówiłam, jest to Oneshot. Zapraszam do komentowania, chcę wiedzieć co było tutaj nie tak :)

11 komentarzy:

  1. Powiem Ci, że bardzo mi się spodobało. Dużo lepiej opisane niż wcześniejsze ff, bardziej rozwinięte, super. Jeszcze zdarzają ci się drobne potknięcia, ale teraz czyta się zdecydowanie przyjemniej. To, co tak bardzo mi się rzuciło w oczy to "byłby, miałby" piszemy razem i nie stawiamy przecinków przed "i" a poza tym całkiem w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co bylo nie tak to to ze TO JEST ONE-SHOT !!! A JA CHCIALABYM PRZEZCYTAC TEGO KONTYNUACJE ALBO PODOBNE ;))) Czekam z niecierpliwoscia na kolejna Bennode ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, z czasem MOŻE się jeszcze poprawię :3

      Usuń
  3. No, popieram Kam, tego oneshota lepiej się czytało. Mimo że nieco błędów nadal jest, to widać, że praktyka czyni mistrza, bo stopniowo-ale piszesz coraz lepiej. :) I jak zadzwonił ten budzi, to już taką schizę miałam...: "Błagam, niech to nie będzie sen!". No i na szczęście <3 Ale dobrze to rozegrałaś. Popracujesz nad tymi potknięciami i będzie bardzo dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Doszłam do wniosku, że za słabo analizuję moje teksty. Piszę i od razu dodaję. Usunę jakieś zdanie i pominę kropkę lub przecinek i potem jest jak jest. Ale z góry dziękuję, staram się, ale jeszcze to nie jest to co chcę osiągnąć :D

      Usuń
  4. ojej, ale fajnie się czytało :> takie oneshoty lubię - lekkie i przyjemne, bardzo miło się czyta ;3
    błędy się faktycznie zdarzają, ale nie jest ich tak dużo :> pewnie czytanie i sprawdzanie rozdziału by je zlikwidowało ;p
    podobają mi się Twoje pomysły ;d
    mam nadzieję, że napiszesz coś dłuższego, myślę, że fajnie byś to opisała : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, mam już nawet pomysł tylko dopracuje co nie co :D

      Usuń
  5. Cała historia bardzo mi sie podobała, ale początek (pomimo drobnych potknięć stylistycznych) to prawdziwe mistrzostwo. Idealny opis, krótkie zdania, ogólnie lubie taki styl. ŻENIE SIĘ, ŻENIE.. na te słowa mnie o mało co szlag nie trafił hahaha:) O ludzie.. Co ja mam w głowie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, normalnie czułam to co czuł Chester, te wszystkie emocje i te - ŻENIĘ SIĘ - Mike normalnie do szału mnie doprowadzało, ugh xd
    Ale skończyło się idealnie, nie wyobrażam sobie innego zakończenia *.*
    I muszę zgodzić się z resztą, ten oneshot był o wiele lepszy od poprzedniego opowiadania, bardziej dopracowany, co oznacza, że się rozwijasz, a to dobrze ;d

    OdpowiedzUsuń