wtorek, 4 grudnia 2012

Throwback I

Boże jak ja się cieszę! Pierwszy raz z tego wszystkiego tak wcześnie wstałem! Jest koło ósmej. Ale jestem podekscytowany! W końcu może będę miał szansę robić, to co kocham w dodatku dostawać za to kasę! Muszę jakoś wyglądać, wczoraj się znowu przefarbowałem - blond  źle mi się kojarzy. Teraz mam czarne włosy. Podobają mi się. W dodatku zrobiłem sobie kolczyk na środku dolnej wargi. Zaczynam od początku, więc wyglądam też inaczej. Zakładam jeszcze tylko bluzę i jakieś spodnie, rękawy podwijam, przecież nie zaszkodzi pochwalić się trochę swoim skarbem, to są moje ulubione tatuaże. Tak, nie są to jedyne dziary na moim ciele. Mam na przed ramieniu rybę. Też ją lubię, ale dobija mnie fakt, że chciałem nią zatuszować literkę "M", co i tak nie wyszło. Widnieje nadal na moim ramieniu, przypominając o tym co było, co przeżyłem i jak mi go brakuję. Pamiętam, kiedy złożył na niej delikatny pocałunek. Zamykam oczy i widzę jego obraz. Ciekawe czy się zmienił. Jak teraz wygląda, gdzie jest, jak mu się żyję. Może znalazł sobie kogoś innego? Mam nadzieję, że jest szczęśliwy, w duchu cieszę się jego szczęściem. Czuję tą więź. Nadal jest, nie zmniejszyła się, nadal trwa. Mój Boże, ile ja bym dał, żeby móc znowu go poczuć. Żeby móc chociaż wiedzieć jak mu się układa. Niby chcę zacząć od początku, ale w moim sercu on nadal żyje. Nie mogę tkwić w miejscu, muszę wziąć się w garść, spełnić marzenie. Idę do łazienki i starannie układam czarne włosy. Może trochę jak baba, ale przecież trzeba dobrze wypaść, pierwsze wrażenie się liczy. Zakładam buty i kieruję się w stronę rozpadającego się auta. Wyciągam tylko jeszcze karteczkę z adresem. Jadę, a w mojej głowie wirują dwie myśli: Zespół i On. Za dużo rano wspominałem. Cały czas sobie wpijam, że robię to dla niego. Chciałby mojego szczęścia. Jeśli będzie o mnie głośniej, może dotrze do mnie i znowu będzie razem. Zaraz,czy ja nie przesadzam? Nie wiem nawet czy mnie przyjmą, a ja już o sławie i popularności myślę. Dobra, jestem na miejscu. Zamykam samochód, mimo, że nikt by go i tak nie ukradł, bo co komu taki złom? Kieruję się w stronę studia nagraniowego. Wchodzę i od razu wita mnie pewien mężczyzna. Krótko obcięty, wysoki z lekkim zarostem. Przedstawił się, miał na imię Rob, był członkiem Xero. Mówił, że mnie oczekiwali. Pokierował mnie w stronę jednego pokoju. Siedziało tam czterech mężczyzn. Przywitałem się z każdym. Wydawali się bardzo sympatyczni. Zaczęliśmy rozmawiać. Pytali się mnie jak długo interesuję się muzyką, kiedy odkryłem swój talent. Dowiedziałem się również, że brakuję jednego gościa. Jako jedyny z nich śpiewał. No właściwie to rapował, ale to szczegół. Dowiedziałem, że ma na imię Mike. Hah, śmieszne, historia kołem się toczy. Mimo, że Mike'ów jest dużo, to nie cieszę się, że będę musiał spotykać się z tym imieniem. Po prostu słysząc "Mike" moje myśli wędrują do jednej osoby. Chłopacy poinformowali mnie również, że się trochę spóźni, ma parę spraw do załatwienia. Kazali mi już wejść do pomieszczenia, dali mi kartki z tekstem i kazali zaśpiewać. Przestudiowałem tekst kilkakrotnie, po czym zacząłem śpiewać :

                                                        I cannot take this anymore
                                              I'm saying everything I've said before
                                               All these words they make no sense
                                                         I find bliss in ignorance
                                                      Less I hear the less you'll say
                                                     But you'll find that out anyway


Nagle przerwał trzask drzwiami. Prawdopodobnie to ten ostatni. Nie, nie chcę wymawia jego imienia. Joe ruchem ręki wskazał, że mam zostać i śpiewać dalej. Prawdopodobnie, ten ostatni chciał też zobaczyć jak śpiewam. W końcu to on był takim niby "liderem". Nie widziałem jego twarzy, skupiłem się na tekście.

    
                                                           Everything you say to me
                                              Takes me one step closer to the edge
                                                        And I'm about to break
                                                    I need a little room to breathe
                                             'Cause I'm one step closer to the edge
                                                        And I'm about to break 


Tym razem przerwał Brad, pokazując, że wystarczy i że mam wyjść. Zbliżam się w ich stronę, widzę tylko plecy Mike, który napięcie wyszedł ze studia trzaskając drzwiami.
- Nie przejmuj się Chester, od paru dni coś mu jest, nie radzi sobie sam ze sobą. A co do twojego wokalu wszyscy jesteśmy bardzo zadowoleni, Mike również, więc zostaję mi tylko dodać: Witaj w zespole! - Słowa Dave'a były dla mnie jak balsam dla duszy! W końcu zrobiłem w swoim życiu coś sensownego.
- Na prawdę? Nie wiecie jak się cieszę! - wykrzyczałem entuzjastycznie. Nadal nie mogę uwierzyć. Dar od Boga.
- Ty się tak nie ciesz, o ósmej masz być na miejscu! - Zaśmiał się Brad. Ale mi to nie przeszkadza, mogę nawet o czwartej wstawać. Ciekawi mnie tylko zachowanie Mike'a. W końcu oswajam się z tym imieniem. Nie będę przecież mówił mu "Ej ty gościu!", skoro jesteśmy razem w zespole. Pierwszy raz wracam szczęśliwy do domu. Mam ochotę skakać, krzyczeć albo jeszcze nie wiadomo co. Wchodzę do mieszkania i od razu kładę się spać. Przesiedziałem w studiu sporo czasu, na rozmowie z nimi. Jest wcześnie, ale co z tego, muszę być wyspany. Kręcę się na jedną stronę i drugą. Po około godzinę udaję mi się zapaść w krainę snu.

- Nienawidzę Cię pieprzony budziku! - zawsze budzi mnie w takich momentach. Śnił mi się. Znowu byliśmy razem, szczęśliwi. Chciałbym móc dać mu chociaż znak, cokolwiek. Dobra, koniec wylegiwania się, muszę jechać spotkać się z chłopakami. Jestem dzisiaj taki nijaki. Cieszę się z powodu spotkania się z nimi i dołączenia do zespołu, a z drugiej strony mój sen przywrócił mi wszystkie wspomnienia, bardziej intensywniej. Ubieram się w cokolwiek, jak co rana układam włosy. Sznuruję buty i wychodzę. Podjadę tylko jeszcze po kawę. Oczywiście mrożoną. To moja ulubiona. Dodaję mi energii z rana, pobudza. Jadę w stronę budynku w którym byłem wczoraj. Otwieram drzwi i stoję chwilę skołowany. Gdzie to ja miałem iść? Chyba w lewo. Dobra ryzyk-fizyk, nie zginę. Otwieram drzwi - Uff.. dobrze pamiętałem. Tym razem w środku siedzą wszyscy, tylko mnie brakowało. Wszyscy mnie przywitali, oprócz Mike'a, który miał schowaną twarz w ręce.
- Stary, co się z Tobą dzieję? Zachowujesz się inaczej. Pokłóciłeś się z Anną czy co? - mówił zirytowany Joe. Przerwałem wchodząc w połowie rozmowy. Nie wiem o co chodzi, wole nie ingerować. Szukam tylko wolnego miejsca. Tylko Mike siedzi sam na kanapie, więc dosiadłem się do niego. Był skulony, nie można było określić jak wygląda.
- Nie kocham jej... - wymamrotał cicho. Ton znajomy, ale to pewnie moja wyobraźnia.
- Jak to nie kochasz, jesteście dosyć długo razem, to o to chodzi?
- Nigdy jej nie kochałem.. - powiedział jeszcze ciszej, jego głos się załamywał - i teraz nie wiem jak się zachować. Tutaj. Nie wiem co zrobić.
- Co w tym takiego trudnego? Może byś chociaż zapoznał się z naszym nowym wokalistą - Mówił zirytowany Dave. Najwyraźniej zachowanie Mike'a mu nie pasowało. Postanowiłem wtrącić się do rozmowy :
- Może nie wiem o co chodzi, i nie chce się mieszać,ale ja w swoim życiu przeszedłem dużo, bardzo kogoś kochałem. Jeżeli Mike ma problem, to potrzebuję wsparcia najbliższych. Pomóżcie mu przebrnąć, przez ten ciężki okres. Rozumiem go, też miałem taką osobę, która uratowała mnie praktycznie uratowała, więc mimo tak krótkiej znajomości postaram wam się pomóc. Jesteśmy od teraz jednym zespołem, musimy sobie pomagać.
- Wiecie co? Chester ma rację, musimy Się wspierać! - dodał zainspirowany Rob.
- Krótkiej znajomości? Dlaczego masz na przedramieniu wytatuowaną literkę "M"? - powiedział Mike, lekko zerkając, nadal zasłaniał swoją twarz. Miałem wrażenie, że próbuję za wszelką cenę zmienić temat.
- To pamiątka po osobie bardzo dla mnie ważnej. Teraz jest to nie istotne, opowiem wam może kiedyś.
Pytanie Mike'a mnie zaskoczyło. Po co mu to wiedzieć, ale nie będę chamski.
- I dlatego teraz nie wiem jak się zachować - powoli unosi twarz do góry. Ręce miał mokre. Obrócił się w moją stronę. Zamarłem. Nie wiedziałem co mam zrobić w tej chwili. Serce zaczęło mi łomotać w piersi, oddech przyśpieszył. Te oczy. To był ON. Osoba która pomogła wyjść mi z przepaści, osoba która obdarzyła mnie uczuciem miłości, ciepła. Tak, to był mój ukochany. Siedzę wryty i patrzę mu w oczy. Reszta nie wie o co chodzi.
- M-Mike..? - ale nie odpowiedział, spojrzał mi tylko z łzami w oczy, po czym wstał i wyszedł. Zostawił mnie skołowanego. Teraz na prawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Chłopacy nie lepiej, siedzą i tylko wielkimi oczami wpatrują się me mnie :
- To wy się znacie?
_________________________
Tak jakoś no. Chyba nie jest tragicznie. Zachęcam do komentowania,z chęcią poznam wasze zdanie :)

3 komentarze:

  1. GENIALNY POMYSŁ, serio, z tego co do tej pory pisałaś, najciekawszy. Mogłabyś tylko pisać szersze opisy. Szczególnie w prologu. Serio, pomysł był świetny z tymi narkotykami, ale słabo napisany, stać Cię na duuużo więcej! Życzę weny do dalszej twórczości. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dla mnie, to piszesz coraz lepiej ;d i faktycznie genialny pomysł, takiego czegoś jeszcze nie było. mam nadzieję, że to jakoś pociągniesz i nie skończysz na 5 rozdziałach :> już nie mogę się doczekać, co będzie dalej ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. No w końcu się spotkali, och! Kurczę nie wiem tylko, czemu Mike ciągle wychodzi, no! Przecież mógłby zostać i przywitać się jak człowiek, przytulić czy coś xd Ach, nieważne, bo pomysł serio warty świeczki. Na prawdę świetny, wręcz genialny i niepowtarzalny. Ale nic, lecę szybko dalej, bo jestem ciekawa co się wydarzy! ;d

    OdpowiedzUsuń