środa, 19 grudnia 2012

Throwback V

Boże, jak ja tego nie znoszę. Co noc to samo. Ten sam jeden pieprzony sen. Budzę się cały roztrzęsiony,  zalany zimnym potem. Nic przyjemnego. Boję się zasnąć. Zawsze jest ta myśl, zawsze zdaję sobie sprawę. Zasnę, bo muszę, ale nie chcę. Wiem co będzie się wtedy działo. Wiem co zobaczę, wiem co poczuję. Gorzki smak porażki. Ciągle meczące zmory przeszłości. On jest złym wspomnieniem, który nie chcę mnie opuścić. Mimo tak długiego czasu, widząc jego gębę, nie mam wątpliwości co do tego, że jest to człowiek który pochował moją swego rodzaju godność. Cała sytuacja z Mike'm nie pomaga. No bo kurwa weź; "Kocham Cię, będziemy razem, nasza miłość przetrwa do końca!", a jak przyszło co do czego - dupa jednym słowem. Zawsze kiedy się obudzę myślę o tym wszystkim. Czy jest jakiś sens ciągnąć to wszystko dalej? Właśnie nie, ja to wiem. Ale jakaś siła, jakaś więź nie pozwala mi tego zrobić. Pieprzony Shinoda. Ha, powiedziałem "pieprzony". Nie no, na prawdę. Zakochany po uszy, wierny jednej, jedynej miłości Bennington, bluźni na swojego partnera. Byłego partnera. Chociaż nie. Kurwa, sytuacja jest bardziej pogmatwana, niż mi się czasem wydaję. Nawet nie wiem jak go nazwać: " Moja miłości, z którą nie wiem czy jestem, ale mimo to jestem w stanie dla Ciebie skoczyć z mostu?". Czasem próbuję obrócić wszystko w żart, śmiejąc się sam z siebie, mimo, że to nie jest zabawne, tylko najzwyczajniej ŻAŁOSNE. Ciągle sobie powtarzam, jaką to wywłoką jestem. To samo jak mężczyzna z moich snów. Może ta postać jest odzwierciedleniem mojej samokrytyki? Traktował mnie jak starą szmatę do podłogi, ale takich spostrzeżeń nie używał. Pamiętałbym to. W końcu jestem taki pamiętliwy. Inaczej nie byłoby tego co się dzieje w tym momencie. Może jedno zdarzenie, jedno słowo inaczej, bezpieczeństwo od początku nie zaprowadziłoby mnie tutaj. Ale patrząc też inaczej, mógłbym nigdy nie spotkać Mike'a. Moje cierpienie zaprowadziło mnie w prost do jego łóżka. Ha! Dosłownie. Musimy swoje wycierpieć, poświęcić, żeby zdobyć należną nagrodę. Żeby trafić na właściwą drogę z właściwą osobą, która będzie naszym drogowskazem do trafienia do lepszego miejsca. Boże, udaję jakiegoś filozofa, wdrążając się w temat szczęścia po cierpieniu, co w moim przypadku jest gówno prawdą. Normalnie "boki zrywać". Mam dosyć siebie, czasem niszczę sobie resztki rozsądku mimowolnie. Jestem jak bomba i zapalnik w jednym. Sam się mogę aktywować. Pod wpływem impulsu zacisnąłem mocno pięści na prześcieradle. Poczułem mocne ukłucie w klatce piersiowej. Zawsze tak mam kiedy jestem pod wpływem dużego stresu(czyli prawie cały czas). Mocno zacisnąłem powieki, do których napłynęły mi łzy. Nie z powodu bólu w klatce, on się już stabilizował. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo, ale to cholernie BARDZO potrzebuję tego człowieka. On tyle dla mnie znaczy. Wiem, że powtarzam to cały czas, ale jestem mu wdzięczy życie, ucieczkę z tego zapuszczonego domu, w którym i tak o mnie nikt nie dbał. Wspólne szczęśliwie spędzone chwile. Tylko z nim czułem to ciepło w środku, tylko przy nim uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ja nie byłem szczęśliwy - to On był moim szczęściem. Widząc uśmiech na jego twarzy miałem ochotę skakać z radości. Widząc smutek sam pogrążałem się w myślach " Co zrobić, żeby uszczęśliwić mojego Mike'a?". I może powtarzam to cały czas, każdego ranka, w każdej wolnej chwili, i tak nie przestanę podkreślać tego kim on dla mnie jest. Mój bohater, wybawca, moja rodzina, przyjaciel i miłość. Wszystko, czego potrzebowałem w jednym. Spotkać takiego człowieka to dar od losu. Gorzej, jeśli później wasze drogi muszą się rozejść. Byłem głupi. Mogłem mieć gdzieś te wszystkie sprzeczki, mogłem uparcie tam siedzieć, nie poddawać się. Chciałem odejść dla jego dobra, dla spokoju w domu. Największa głupota w moim życiu. Mogłem nie ufać jego rodzicom. Miałem trafić w lepsze miejsce, Mike miałby spokój, a kontakt miał być utrzymywanie trwale. Miało być to gdzieś w okolicy. A nie ponad 400km. Młody i naiwny. Mimo wieku, chyba za dużo się nie zmieniło. Może mnie obwinia o to co się wydarzyło? Jego rodzice byli tacy chytrzy. Może wpoili coś mojemu Mike'owi?
 Przypomina mi się wczorajszy dzień. Kiedy to Dave nakrył mnie na czytaniu tego psycho-pamiętnika. Strasznie nie w jego stylu, taki chaotyczny, ale skoro trzymał go na dnie szafy, z naszym zdjęciem, na pewno COŚ to musi znaczyć. Normalnie podsumowanie tych wszystkich lat. Wynoszę wnioski co do niektórych sytuacji, z nadal kurczowo zaciśniętymi powiekami, mocniej szarpiąc prześcieradłem. Wszystko było głównie z mojej winy. Wiem, że moja samokrytyka jest wysoka, ale teraz mówię co wywnioskowałem. Gdybym im nie zaufał, może nadal trwalibyśmy w szczęśliwym związku. Ucieklibyśmy razem. Rzecz jasna MOŻE. Nikt nie może wiedzieć jak to mogło wyglądać, jedynie Bóg. Siedzi do góry i sobie myśli " Bennington, ty idioto, mogłeś mieć takie piękne życie, a posłałeś wszystko do diabła".

Przepraszam z całego serca, że jestem takim naiwnym, człowiekiem. Utrudniam życie sobie, jak i innym osobom, które na to nie zasługują. Przecież to wiadome, że w zespole coś wyjdzie, to będzie oddziaływało na pracę wszystkich. Moje słowa zdają się być takie puste. Przecież marne " Przepraszam" nie załatwi sprawy. Fakt, to 11-literowe słowo posiada moc i to niewyobrażalnie wielką, ale patrząc na sytuację w jakiej ja się znajduję, wątpię, żeby to wystarczyło "Mike, przepraszam, że zjebałem Ci lata słodkiej młodości, że wkroczyłem na teren zespołu, również mieszając się w relacje. Wybacz mi, że wszystko Ci popsułem." Wystarczy? Nie wydaję mi się. Równie dobrze, mógłbym wykorzystać wolną chwilę i zrobić to na co mam ochotę, ale tym razem nie po pijaku. Jego reakcja pokaże więcej, niż słowa mogą opisać. Wyjście dość...kontrowersyjne, ale warto spróbować. To posunie wszystko o krok dalej. Chcę wiedzieć na czym stoję. Tylko, żebym nie przyprawił biednego o rozmyślenia, takie w jakie wdrążam się teraz. Moja głowa to mój pamiętnik. Nikt nie przeczyta, wszystko tylko do mojej dyspozycji. Nie nadwyrężam sobie ręki. Piszę moją wyobraźnia. Hm, może źle to określiłem. Prowadzę rozmowę w swojej głowie, szukając racjonalnego rozwiązania. Łączę wszystko w jedną długą historię. Można by było film z tego zrobić, coś jak "Moda na sukces". Wspomniałem o tym serialu, ponieważ jest on strasznie pokręcony, pełno obrotów akcji, co odzwierciedla mnie. Jedynym plusem w tym wszystkim, jest to, że nie sięgam po narkotyki. Bo jeśli chodzi o alkohol...no to tak nie do końca. Tak wiem, nie powinienem. Ale w małych ilościach, przecież nie będę nagle znowu uzależnionym szczeniakiem. Tak mi się wydaję. Sytuacji z tamtego wieczoru nie liczymy, to miało na celu rozluźnienia napiętej atmosfery, panującej między nami. Więc, zakładamy, że nic nie było. Przypomina mi się ten dom. Nie wiem gdzie on dokładnie mieszka, mam tylko jakieś przebłyski wspomnień z wczorajszego dnia. Znowu ten impuls. Chcę być koło niego. Chcę mu wytłumaczyć wszystko. Chcę szczerej rozmowy, która należała nam się od początku. Odkładaliśmy to na później, ale ile można! Chcę go tu, teraz!
 Wystrzeliłem z łóżka, niczym piorun. Idę do łazienki. Szybkim krokiem zbliżam się w stronę małych drzwi z resztą farby, większość została zdrapana. Tak, czasem pan Bennington pod wpływem alkoholu naprawdę sobie nie radził. Z resztą nic nowego, ja zawsze jestem na skraju załamania. Ale mniejsza o to. Stoję przed lustrem, opieram się rękami o umywalkę, i z pogardą patrzę w lustro. W głąb swoich oczu. W porównaniu do tęczówek Shinody, są niczym. Od jego oczu wręcz promienieję piękno, no właściwie od niego całego można wyczuć seksapil na kilometr. Dziewczyny na widok jego odmiennej urody mdleją na lewo i prawo. A on wolał być ze mną. Kiedyś, bo co do czasu teraźniejszego nie mogę się wypowiedzieć. Przemywam wodą twarz. Chłodzę rozgrzane ciało. Czuję ulgę pod wpływem zimnej cieczy. Przecieram ręcznikiem, wykonuję parę czynności toaletowych i wychodzę.
Nie wiem nawet która godzina, ale ok. Nie obchodzi mnie, czy jest pierwsza, czwarta, dwudziesta czy chuj wie która. Idę do niego W TYM MOMENCIE. Zakładam beżową bluzę... zaraz, nie cofamy się. Dopiero co ją zakładałem, po czym spadłem z mostu, nie dziękuję, wystarczy mi wrażeń. Sięgam po czerwono-czarną koszulę w kratkę i luźne jeansy. Wiążę moje adidasy. Podnoszę się zauważając zegarek. Jest około piątej. Rano, oczywiście. Zanim znajdę (jeżeli w ogóle znajdę) dom Mike, na pewno nie minie pięć minut. Podchodzę tylko do lustra przed korytarzem, szybkim ruchem poprawiając czarne zmierzwione włosy. Koniec tych upiększeń, idę do mojego ukochanego i mam już na wszystko szczerze WYJEBANE. Wychodzę. i co teraz? Pójdę w prawo, a może w lewo? Kurwa..

Chyba już z dobre 20 minut się błąkam. Na szczęście o tej godzinie nie ma ludzi. Cieszę się samotnością w trakcie mojej jakże zaplanowanej i przemyślanej wyprawie. Już zrezygnowany tym wszystkim trafiam na ślad: Bar. Może nie pamiętam kiedy się schlałem, ale za to wracałem tutaj z Dave'm po jego auto. Wyliczanka zdecydowała, w którą stronę mam teraz iść. Naprawdę, wybrałem na ślepo.

Idę jakąś uliczką. Po lewej i prawej stronie domy. Nawet jeśli trafiłem dobrze, to skąd będę wiedział który dom należy do niego? Jestem taki zorganizowany. Dochodzę do końca uliczki i co? Wielkie nic. Spacerek tą drogą zajął mi z dobre 30 min. Na drzwiach były nazwiska, a tego którego szukałem - nigdzie nie było.

Na końcu drogi jest jakieś przejście. Idę, co mi szkodzi.

Są tam jakieś dwa mniejsze domu niż tamte poprzednio. Podchodzę do jednego z nich. "Shinoda", tak! Otwieram furtkę i idę w stronę drzwi. Już mam dzwonić, gdy nagła zawiecha: Co mam mu powiedzieć " Przyszedłem do Ciebie przed siódmą, żeby porozmawiać?". Jestem już tak blisko, nie mogę teraz zrezygnować. Nawet ta głupia wyliczanka dobrze wskazała mi drogę, co wydaję się bardzo dziwne.. Biorę głęboki wdech DRYŃ. Czekam. Nikt nie otwiera, na pewno śpi, na co ja liczyłem? Zrezygnowany odwracam się w stronę furtki.Nagle usłyszałem zgrzyt zamka, a jednak. Uchylają się drzwi, moim oczom ukazuję się mężczyzna. Ubrany byle jak, jego zawsze postawione włosy na żel były w rozsypce. Miał wory pod oczami, najwyraźniej zarwał nockę. Z przymrużonymi oczyma wpatruję się w moją osobę.  Jakby analizował każdy moją cząsteczkę, od góry do dołu:
- Mike, posłuchaj, przepraszam Cię, że cię nachodzę o tej godzinie, ale musimy porozmawiać, to nie może dłużej czekać - zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem. Z zakłopotaniem, ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
Dobra, co teraz? Stoję naprzeciwko niego, pewna myśl każe mi zrobić coś nieetycznego. Przygryzam wargę, czając się na usta mojego towarzysza. Jesteśmy sami, sytuacja wymaga wykorzystania:
- Słucham, chciałeś porozmawiać.- Oblizał swoje usta, które były cale zaschnięte i przeczesał ręką kompletnie nieułożone włosy. Mój Boże, on to robi specjalnie? Jak on mnie cholernie kusi. Aż czuję ścisk w żołądku. Nie, nie mogę. Podchodzę do niego, patrząc to na usta to na oczy. On tylko stał i patrzył co zamierzam. Oj, Shinoda, tego byś się nie spodziewał. Złapałem go za nadgarstki i pchnąłem go w stronę ściany. Przytwierdzony, bez wyjścia ucieczki, patrzył tylko mi w oczy Nic nie mówił. Ciszą błagał o pocałunek, widziałem to. Rozmiażdżam go swoim ciałem, coraz mocniej dopychając go do ściany. Nasze czoła się dotykały. Cały czas patrzyłem w jego migoczące tęczówki. Zbliżyłem swoją twarz jeszcze mocniej: " Przepraszam, cholernie tęskniłem" Szepnąłem, po czym cisnąłem swoimi ustami w jego kierunku. Delikatnym ruchem języka, przejechałem po jego wardze. Wszystko na spokojnie. Czułem przyśpieszone bicie serca, jego ciężki oddech. Sam starałem się opamiętać.Otuliłem swoimi ustami jego wargę delikatnie przygryzając.Cichuteńki jęk. Mike pozwalał na to, nie opierał się, ani nie ingerował. Moje ręce z nadgarstków przeniosły się na twarz. Objąłem jego kości policzkowe. Docisnąłem jego usta do moich. Próbowałem pocałować tak namiętnie, żeby odczuł moją potrzebę, moją tęsknotę za nim. Mike odwzajemnił pocałunek. Jego dotychczas luźno wiszące ręce przeniosły się na moje biodra. Potrzebowałem tego. On z resztą też. Niby miała być to najzwyczajniejszą rozmową, jednak emocję i uczucia wzięły górę. Pragnienie drugiej osoby, przewyższa każde racjonalne myślenie. Nasze języki toczyły pewnego rodzaju walkę. Napierały równie mocno, jak my na siebie .Moje ręce wplątały się w włosy poł-japończyka. Wręcz pochłanialiśmy swoje usta.
Pełna ekspresja. Tak można to nazwać. Powinienem przestać, porozmawiać z nim, ale żadna cząstka mojego ciała mi na to nie pozwalała. Uczucie ciepła. Jego oddech. Boże jak mi tego brakowało. Nie obchodzi mnie co będzie później, liczy się chwila. Mocno wtulam się w mojego ukochanego. Przyciskam go do siebie z całej siły. Nie chcę, żeby mi znowu uciekł. On również mnie objął. Oparłem brodę na jego ramieniu i przymknąłem oczy. To było takie piękne. Móc się w niego ponownie wtulić. To ciepło jest nie do opisania. Objąłem jego szyję i delikatnie podniosłem twarz w jego kierunku:
- Kocham Cię, Mike. Ta sytuacja jest taka, nienormalna. Nie wiem jak jest między nami, ale chcę żeby było jak dawniej. Więc jak? - chwyciłem go za rękę, i przyciągnąłem w stronę serca, nie odrywając spojrzenia od jego brązowych tęczówek. Oddychałem coraz szybciej. Bałem się odpowiedzi, mimo, że po jego reakcji na pocałunek nie powinienem się obawiać:
- Chester...ja nie wiem, co o tym wszystkim myśleć - wziął swoja rękę i zaczął krążyć po pokoju jedną z nich ciągle odgarniając włosy zmasakrowane podczas tej gorącej scenki - Zostawiłeś mnie. Samego. Nie wiem, czy to...czy to dobry pomysł, co z zespołem? Gdyby się dowiedzieli. Może dla dobra nas wszystkich, pójdzie to w niepamięć. Tęskniłem za tobą, ale...nie wiem co o tym wszystkim sądzić, bałem się tej rozmowy. Ja Cię kocham. Chociaż nie wiem. Tyle czasu. Przepraszam, nie wiem co o tym myśleć, chcę jak najlepiej dla nas wszystkich - podchodzi i obejmuję mnie. Stoję ze spuszczonymi rękami z zaciśniętymi pięściami, nie wierzę w to co słyszę.  To złość rozsadzająca od środka. Przejść przez tyle, żeby usłyszeć takie słowa. Shinoda zorientował się, że stoję sztywno, nie odwzajemniając uścisku. Tyle słów cisnęło mi się w usta:
- Więc kurwa po tym co powiedziałeś, najzwyczajniej mnie przytulasz? Tak po prostu? Co myślisz, że znowu rzucę Ci się w ramiona? Może potrzebowałeś mnie do ruchania, co?! DAJESZ MI NADZIEJĘ ODWZAJEMNIAJĄC TEN PIEPRZONY POCAŁUNEK,A TERAZ MÓWISZ, ŻE MAMY ZAPOMNIEĆ? CZY TY SOBIE ZE MNIE ŻARTUJESZ?! TYLE LAT MĘCZYŁEM SIĘ BEZ CIEBIE, BEZ TWOJEGO UCZUCIA!!!NIENAWIDZĘ CIĘ!MOGŁEŚ MNIE WTEDY NIE RATOWAĆ, MIAŁBYM SPOKÓJ! ŻAŁUJĘ,ŻE CIĘ POZNAŁEM! - słowa same sypały się z moich ust, z każdym wyrazem coraz więcej emocji we mnie buzowało, zacząłem krzyczeć, łzy pociekły mi po policzkach, powiedziałem to, o czym nawet nigdy nawet nie pomyślałem. Nienawiść. To słowo było ostro przesadzone. Teraz uświadamiam sobie co powiedziałem. Co ze mną nie tak? Jestem radosny, szczęśliwy, nagle wyzywam moją miłość. Jego słowa zbyt do mnie trafiły. To był czuły punkt. Ta cała pieprzona Anna. Niby mam zapomnieć? NIGDY. Teraz mam komplety mętlik w głowie. Chwytam kurtkę i płacząc wybiegam:
- Chester, nie, źle zrozumiałeś, ja nie to miałem na myśli!Przepraszam, wróć się! - ale już go nie słuchałem. Wybiegł kawałek za mną, ale byłem szybszy. Chciałem się odciąć. Mam dosyć, serdecznie. Cała złość odeszła. Zostały te uczucia co przed laty:
                                                                Smutek
                                                                  Zal
                                                             Odrzucenie

5 komentarzy:

  1. *O* Cudo :D Ja juz chce nastepny !!! Tylko czemu ludzie musze przerywac w takich momentach...zapewne z tego samego powodu co i ja :D Rozdzial zajebisty :D Hmm...Less , czy pozniej Mike i Chester beda pieprzyc sie na kanapie ?? Wiem za duzo bloga Blue :D I nie odpowiadaj na to pytanie...i tak znam odpowiedz kochany zboczuchu :D Ciekawe jak to bedzie wygladac w twoim wykonaniu...*namysla sie*...zapewne zajebiscie ! ♥ ♥ ♥ I nie denerwuj sie...predzej czy pozniej Loza skomentuje...a jak nie to je po goracym weglu pogonimy ! :D Tak wiec buziaczki i weny zyzce :D Niedlugo shota wstawie...i moge sie zalozyc ze nie ma czego wyczekiwac...i tak pewnie do dupy...Mam teraz tylko nadzieje ze siostrzyczka tego zdania nie przeczyta...bo inaczej po mnie XD Bay :D Buzki i tuli !

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze to ztyrałaś mi banie muzyką xD Teraz w kółko Walking Dead xD. Po drugie przyjemny rozdział, dużo myślenia, lubie tak:) Po trzecie drobne błędy składniowe, ale plus coraz mniej przekleństw ^^ Po czwarte: rozwaliło mnie "Bennington, ty idioto!" xD Po piąte: prosze odczepić się od mojej kanapy zboczeńce hahaha!
    Koniec wyliczanki. Ogólnie bardzo dobrze. Weny życze,
    pozdrawiam, BlueMonster xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ok, wszystko świetnie, tylko liczę, że z Twoim zamiłowaniem do szczęśliwych zakończeń wszystko dobrze i nie zrobisz niczego smutnego. opis pocałunku jashdfbkashjfbsdv *.* liczyłam, że przyjdzie anna i ich nakryje ;3 na takie coś czekałam od początku i nareszcie jest ;p pierwsza część rozważań Chestera też mi się podobała,fajnie, że umiesz opisywać uczucia i przy tym nie zanudzać, to też jest ważne ;d miło się czyta i liczę na kolejny rozdział już niedługo :>

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie się średnio podobało. Znaczy pierwsza część świetna, opis pocałunku bardzo dobry i rozbudowany, ale rozmowa Chaz'a z Mike'm średnia. Tak na odpieprz... Człowiek, który cierpiał tyle w imię miłości mówi: "Nie wiem jak jest między nami, ale chcę żeby było jak dawniej. Więc jak?". Krótkie i nieco sprzeczne. Powinien go prosić o wybaczenie, a rzuca 'więc jak' jakby chodziło o to czy kupić mu kawę. Jak dla mnie to jest to nieciekawe wyjście z sytuacji, bo mogłaś to bardziej rozpisać i przedstawić emocje Chestera.
    Ale pozytywna strona - błędów coraz mniej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. przy tym rozdziale czuć że w pisaniu jesteś coraz lepsza!
    jedyne co to "więc jak?" to niszczy totalnie...
    kabanos.

    OdpowiedzUsuń