czwartek, 31 stycznia 2013

Throwback IX

Możecie mnie nazwać chamem, samolubem, człowiekiem bez uczuć, bydlakiem. Wali mnie to. Każdy potrzebuję odczucia miłości. Tak znane nam uczucie, a zarazem obce. Za każdym razem inaczej odbierane. Postrzegane w inny sposób. Nie ma na to teorii, żadnej reguły: to żyje w nas, potrafimy kontrolować to poczucie do czasu. Potem popada się w paranoję, załamanie, ma się dosyć wszystkiego. Pożądasz tej osoby, chcesz być z nią, ale zarazem przy niej boisz się, że zrobisz coś głupiego, powiesz jakieś słowo źle, albo, że sama z siebie zorientuje się o co w tym wszystkim chodzi. To jest takie skomplikowane. A to tylko miłość. Kiedy do tego dochodzi praca, zmęczenie, problemy z innymi osobami...no jest naprawdę ciężko. Tym razem ona chciała zaznać miłości. Uciekłem jak ostatni idiota, zmyślając Bóg wie jakie argumenty, byle  uniknąć jakiegokolwiek kontaktu. Zostawiłem ją tam ze smutkiem na twarzy. Czuję się teraz strasznie podle. To co zrobiłem nie było ok, ale muszę w końcu być łaskawy nad każdym, trochę zasad nie zaszkodzi. Dlaczego jestem taki wrażliwy? Zagubiony w sobie, czy coś w tym stylu. Nigdy nie byłem profesjonalistą w ocenianiu swoich uczuć. W końcu nie muszę wszystkiego umieć. Jedyne czego jestem teraz pewny, to, że brzuch mnie cholernie boli, pójdę zrobić sobie herbatę. Nie mam ochoty się ruszyć, podnieść dupy z łóżka. Leżę w samych bokserkach, trzymając się za głowę. Nogi leżą luzem. Od razu, gdy zajechałem od Tal położyłem się. Nie mam siły na to wszystko. Czemu najnormalniej nie mogę sobie z nią być? To wszystko przez niego. Czuję do niego, taki dziwny splot uczuć. Można powiedzieć, że nienawidzę go, za to, że go kocham. Paranoiczne stwierdzenie, czyż nie? Boję się, jeśli zaplanowana trasa wypali. Niby fajnie, ale mam pełno obaw. Dojdzie jeszcze do jakiejś sprzeczki, albo coś się wyda i nie będzie miło. Naprawdę, nie mam kolorowej wizji przyszłości. Jestem realistą, przecież na pewno coś będzie, rękę dam sobie uciąć.
Muszę się w końcu podnieść z tego łóżka, pić mi się chcę, brzuszek mnie boli, a herbata, jak już mówiłem, to idealne rozwiązanie. Powolnymi, ale widocznymi ruchami w końcu udaje mi się wstać. Idę w stronę kuchni, wykonuję wszystko automatycznie: Czajnik, woda, przełącznik, górna szafka, puszka, torebka, kubek. Opieram się o blat i chwytam za szyję. Źle spałem albo coś, boli mnie trochę. Próbuję delikatnie rozetrzeć spięte mięśnie, wymasować ruchami palców, co niestety stało się daremne - cóż masażystą, ani niczym w tym stylu nie jestem, a szkoda. Przynajmniej nie spotkałbym ponownie Mike'a i wszystko wyglądałoby inaczej. Co ja pieprze, to, że się odnaleźliśmy powinno być najszczęśliwszą wieścią w moim życiu, a tymczasem mówię takie coś. Jeśli nie mogę go mieć dla siebie, to ja dziękuję, bo jest coraz gorzej. Robiąc nawet najzwyklejszą gównianą herbatę pomyślę o nich, schodząc na temat miłości i szczęścia, kończąc na tym jak jestem nienormalny. Czyżby kolejny zakodowany system, który wykonuję automatycznie? Możliwe. Matko, jak ja się ograniczam. Koduję systemy, zachowania, nawet myśli i te "interesujące" rozkminy. Naprawdę jestem dziwakiem. Właśnie do moich uszu doniósł się donośny dźwięk, sygnalizujący o tym, że woda się zagotowała. Podchodzę do czajnika, zalewam herbatę, biorę kubek i wracam na miejsce. Nawet nie mam ochoty jej słodzić ani nic. Właściwie to na nic nie mam ochoty. Jedno wielkie NIC. Jakim jestem. Mam dosyć samego siebie.
Ale mnie nagle zmuliło. Aaa, pierdolę tą herbatę, idę spać. Jak zwykle, genialny ja w akcji.  Kładę się na miękkim łóżku, zakrywam kołdrą, odwracam w stronę ściany, zamykam oczy i śnię.


***



Pierwszy raz się tak wyspałem, serio. Wstać to dla mnie przyjemność. Przeciągam się, w celu rozprostowania kości, delikatnie swego rodzaju 'mrucząc'. Mam uśmiech na twarzy, co jest naprawdę nietypowe. Przecieram oczy i wstaję. Robię to co zawsze rano. Ubrany już, po porannej toalecie, idę coś zjeść. Do studia dojadę wyjątkowo wcześnie. Założę buty i wychodzę. Po wyjściu od razu odczułem zmianę temperatury. Jest coraz cieplej. Mi to pasuję, nie lubię zimy, wolę latać w spodenkach i bluzce niż męczyć się z tymi grubymi kartkami. Wracając, odpalam auto i jadę. Mimo dobrego samopoczucia męczy mnie jeszcze zajście z wczoraj. Mimo to, staram się o tym nie myśleć. Powinienem skupić się na drodze. Dojeżdżam do skrzyżowania, po którym jak zwykle skręcam. Moim oczom ukazał się widok, dobrze znanego mi budynku. Wjeżdżam na podjazd i parkuję swoje "cudo". Idąc w stronę drzwi, zacząłem rozmyślać na temat tego jak rozwinie się dalej zespół, jak to wszystko się potoczy, oraz czy chłopacy mają jakieś informacje odnośnie tego koncertu, czy festiwalu.

- Hej chłopaki, jestem! - witam ich promiennym uśmiechem, który prawie od razu odwzajemnia każdy po kolei, no może oprócz...

- Wow, Chester, tak wcześnie? Czuję się zaszczycony! - zażartował Brad

- To się czuj, wyjątkowo wcześnie się obudziłem, może nie udało mi się przyjść przed wami, ale cóż.

- Próbuj dalej, może się kiedyś uda - jak zwykle wesoło i radośnie. Szkoda mi tylko Mike'a, który siedzi przyjebany, jak najdalej ode mnie. Przykre, ale przecież wiecie jak to wygląda. Czas pokaże.

- Odnośnie tego koncertu: Organizowana jest trasa "młodych kapel", brakowało miejsc, ale jeden z zespołów zrezygnował, więc zaproponowali nam udział. Co wy na to? - wtrącił dość oschle jak na siebie Shinoda.

- To rewelacyjna okazja! Ja jestem jak najbardziej za, a wy? - dodał Rob, po czym każdy przytaknął. Taka trasa, dla takiego zespołu jak my, to marzenie. Pośpiewać trochę, a potem wydać płytę. Liczę na to, że ludzie docenią naszą muzykę - że im się spodoba. Trzeba próbować, to jest najważniejsze. Oraz nie poddawać się.

- A tak właściwie to kiedy jest ta całą trasa, czy jak to tam?

- Dowiedziałem się praktycznie na ostatnią chwilę, więc nie mamy za dużo czasu. W czwartek jest krótkie spotkanie, a potem wyjazd.

- Ty chyba sobie jaja robisz w tym momencie, przecież to są 2 dni!

- Mówiłem, że na ostatnią chwilę! To chcecie kurwa jechać, czy nie?

- No chcemy, chcemy. Boże, Mike, nie denerwuj się tak od razu - po tym interesującym dialogu Joe'go z Mike'm, wszyscy chyba poczuli się lekko skołowani. Wiecie o co mi chodzi: Wszystko pięknie, dopóki nie doszedł nowy członek. Potem Pan Shinoda zaczyna przejawiać względnie dziwne zachowanie, oraz nagłe zmiany nastroju. Jest ok, nagle zachowuje się, jakby coś w nim umarło, a potem ma wybuchy złości.

A może coś w nim umarło? Uczucie? Miłość? Na przykład do takiego mnie?

Może znam go bardzo dobrze, po tym wszystkim odczuwam tą barierę między nami. Nie potrafię już dokładnie analizować tego co czuje. Widzę dużo, słyszę i czuję, ale nie tak jak kiedyś. Zmienił się.

I to mnie boli. Nawet nie wiecie jak bardzo. Możemy być razem - Bóg się nad nami umiłował, dał szansę, więc czemu nie jesteśmy jej w stanie wykorzystać?

- Dobra, później zadzwonię. Teraz powinniśmy ogarnąć co i jak.

- To może na początku wróćmy do tego demo.

***

Już od kilku godzin siedzimy na tym całym spotkaniu. Boże, ile można gadać na temat jakiś koncertów, no ja jebie. Z tego co widzę nie tylko mnie tak zaskoczyła długość tego zebrania. Dave opiera się o ścianę, ledwo siedzi, Joe schował twarz w ręce i siedzi skulony, właściwie jak reszta. Ja udaję zainteresowanie wykładem, czy jak to nazwać, ale tak na serio, mam to poważnie gdzieś. Kątem oka analizuję całe pomieszczenie. Widzę ludzi. Każdy wygląda inaczej, ma swój własny styl. Są to ludzie obdarzeni niebywałym talentem, który zamierzają ujawnić światu. Pokazać na co ich stać, wybić się. A co najważniejsze - widzę Go. Człowieka dla mnie wręcz idealnego. Od stóp do głów. Nie darzę do niego uczucia tylko i wyłącznie ze względu na ponad przeciętną, zaraz NIEBYWAŁĄ urodę. Jest to wspaniały człowiek, o wielkim sercu i równie dużym talencie. Cholernie jestem zły, że akcja potoczyła się i jesteśmy w takiej sytuacji. Nikt raczej nie czuję się zbyt komfortowo. Każdy czuję tą napiętą atmosferę.

Lubię na niego patrzeć. W tym momencie podpiera się ręką o bodę. Uwydatnia tym jeszcze bardziej swoje 'soczyste' usta. Jego brązowe oczy analizują całe zajście, patrząc w jeden punkt. Mógłbym tak godzinami. Nie znoszę mieć tego kompletnego mętliku w głowie. Wiecie o co chodzi, przecież cały czas powtarzam, jakim to sensem życia jest dla mnie ten człowiek, a potem pierdolę głupio jak to mam ochotę mu udowodnić, że dam sobie radę bez niego, na czym kończę, że jestem dziwakiem.

Bo jestem.

Cholera, odwrócił się i zauważył, że się na niego patrzę jak idiota. Jeszcze przed chwilą, delikatnie ukradkiem oka analizowałem jego zachowanie, a jak zwykle skończyło się tym, że wychodzę na debila. .Jak ja tego nie lubię, mimo, że często na niego wychodzę.

Teraz on się na mnie patrzy. Widzę kątem oka. Niby w dalszym ciągu analizuję to, co się dzieję obok.

Boże, jego spojrzenie jest takie puste. Bez uczucia. To wygląda wręcz strasznie! Zwykle zerknięcie jest dla mnie tak ważne. Cały czas sprawdzam, czy są jakieś szanse na uratowanie tego, co było. Znowu będę się powtarzał, więc już nie wracam.

- No, to by było na tyle. Za 3 godziny widzimy się przed budynkiem, jak chodzi o pokoje na pierwszym przystanku już wiecie, resztę dokładnie wytłumaczę później.


Usłyszeć te słowa, było niczym zbawienie. Gość się rozkręcił i to konkretnie. Nigdy nie pojmę tego, jak można tyle gadać. Chociaż sam nie jestem lepszy, chyba.

Myślę teraz o Tal. Nie mówiłem jej o wyjeździe. Dowiedziałem się dosyć późno. Od tego czasu, co ją zostawiłem nie rozmawialiśmy. Niby to nie było dawno, jakieś 3 dni temu, ale mam wrażenie, że to się dłuży i ciągnie w nieskończoność. Zależy mi na niej. Tylko nie tak jak powinno normalnemu chłopakowi. Przyjaciółka, taka od serca. Ale tylko przyjaciółka. To mój największy problem.

Muszę sobie w końcu powiedzieć w prost: Jestem gejem. Tak, to prawda. Nie czuję pociągu do bardzo atrakcyjnej kobiety, tylko do jakiegoś kolesia.

Ale nie byłe jakiego. Mógłbym znowu zacząć wymyślać wszystko, co najlepsze na jego temat.

Wydaje mi się, że to też przez swego rodzaju więź psychologiczną z nim. Zawdzięczam mu tak dużo.

To, że tu jestem. Że odczułem znaczenie słowa 'miłość'.

Wymienianie tego wszystkiego nie ma chyba sensu. Lepiej pójdę do jakiegoś sklepu, w końcu, z tego co pamiętam, mówił, że pojedziemy z jakieś następne 3 godziny.

To będzie interesujące przeżycie.

***

Wszyscy się zebrali w ustalonym miejscu. Za chwilę jest wyjazd. Luksusów nie ma, no ale czego można było się spodziewać. Jedziemy jakimś większym busem. Torby pochowane, sprzętu mieliśmy nie brać, był zapewniony na miejscu, ale co niektórzy się uparli, więc co zrobić. Dostaliśmy sygnał, że mamy wejść i zająć miejsca. Wszedłem jakoś pod koniec. Mike siedział na samym końcu z Dave'em, a mi miejsce trzymał BBB, oczywiście na początku autokaru. Gestem ręki, z uśmiechem na twarzy, zachęcił mnie do zajęcia miejsca koło niego. Wykrzywiłem usta w delikatny uśmiech i skierowałem się w jego stronę.

- Stary,  nie zdajesz sobie sprawy, jak się jaram! - jego ekscytacje dało się wyczuć nawet w głosie. Nie dziwie mu się, to coś nowego.

- Ja też! Teraz jesteście na mnie skazani - zaśmiałem się głośno.

- Sami się na to pisaliśmy, więc się nie przejmuj. Posłuchaj, chciałem Cię o coś spytać - jeszcze przed chwilą     śmiejący się do nieopanowania Brad spoważniał w pół sekundy.

- No pytaj - szczerze bałem się tego co usłyszę i nie chciałem na to odpowiadać, mimo, że nie miałem pojęcia o co ma zamiar mnie zapytać. Boże, istna paranoja.

- Bo wiesz...- zaczął trochę niepewnie - Chodzi o to że...no... chodzi mi o Mike'a...dziwnie się zachowuje, z resztą nie tylko ja to zauważyłem... mam wrażenie, że wiesz dlaczego...albo się mylę, po prostu chciałem spytać - kurwa, wiedziałem. Byłem wręcz pewien, że o to zapyta.

- Sam też to zauważyłem...może ma jakieś problemy. Pamiętasz jak mówił o Annie? Pewnie mu się nie układa, pokłócił się z nią albo coś. Dużo jest scenariuszy...- starałem się sformułować jak najbardziej sensowną wypowiedź. Nie jestem pewny czy wyszło. Przecież nie powiem mu " Taak Brad, wiem o co chodzi, ja i Mike byliśmy parą, ale jego starszym to nie pasowało, więc wysłali mnie w chuj. Załamałem się ćpałem i piłem, do czasu dostania propozycji dołączenia do was, gdzie ponownie się spotkaliśmy. Jakoś nie wychodziło między nami, nie mogliśmy się zmotywować do rozmowy, więc postanowiłem zrobić pierwszy krok. Poszedłem do niego około 5 rano, przelizaliśmy się, nie rozmawiając zbytnio. Powiedział,mi tylko, że nie wie, czy to dobry pomysł i że powinniśmy o tym zapomnieć. Ja jak idiota wykrzyczałem mu, że go nienawidzę i wybiegłem z jego domu. Poznałem Tal, z którą tak naprawdę nie jestem, nic do niej nie czuję, to tylko przykrywka. Nadal go kocham, ale wszystko się jebie i nie wiem co zrobić." Po takiej wypowiedzi oczy miałby zapewne większe niż talerze.
Strasznie ironizuję.

- Coś było. Ale nie rozumiem, dlaczego przeżywa to aż tak, ma takie wahania nastroju. Wiele razy się z nią kłócił, potem się wyżalał i raczej był smutny no i wiesz, a nie przejawiał agresywne zachowanie. Zaczynam się powoli go i o niego bać. - to, co mówił było takie prawdziwe. Wiecie o co mi chodzi, widział co się dzieje.

- No mnie też to ciekawi (załóżmy). Gdybym coś wiedział, poinformuje was od razu. Liczy się dobro zespołu, w końcu jesteśmy kumplami, nie?

- I o to mi chodziło, Chester! jesteśmy zespołem, musimy się wspierać. Dobrze wiedzieć, że jesteś wobec nas szczery, dobry z Ciebie kumpel. - Taak i te wyrzuty sumienia. Właśnie, Mike, jesteśmy zespołem, powinniśmy się wspierać, a nie pogrążać wzajemnie. Szczerość? Prawdomówność? Brak sekretów? Oczywiście, 100-procentowy ja!  Nikt nie jest bardziej otwartym człowiekiem, który mówi szczerą prawdę i nie ma tajemnic!

Boże, śmiać się, czy płakać.

- A tak przy okazji, jak wpadasz na tak genialne pomysły? Staary, ja bym jednego tak dobrego tekstu w rok nie zrobił!

- No wiesz, piszę co czuję, tak samo z siebie to idzie, po prostu musisz mieć napływ weny no i....


***

Dojechaliśmy. Podczas drogi gawędziłem z Bradem na różne tematy, zaczynając od muzyki kończąc na różnych poglądach i wywodach. Jest naprawdę w porządku, mamy wspólny język i ogólnie rozmowa się klei. Później trochę mnie znużyło, więc zdrzemnąłem się, co skończyło się przespaniem reszty trasy, ale to lepiej, przecież wieczorem nie będę miał na to czasu. Właściwie nikt nie będzie.

Wyciągnęliśmy torby i stanęliśmy wryci. Wielki, przepiękny budynek. Po jeździe takim autobusem na serio, widok wydaję się cudowny.

Raz dwa, załatwione zostały wszystkie formalności.

- Macie tutaj 2 klucze, musicie się podzielić po 3 do pokoju. Mam jeden 5-osobowy, ale się nie pomieścicie.

- To może robimy tak: Ja, Br...

- To nie będzie konieczne, chcę osobny pokój.

- No to dobrze. Tu jest  pięcioosobowy, jest na 21 piętrze, a ten jednoosobowy na 8, dalej sobie poradzicie.

Izolacja? I co jeszcze wymyśli? To co robił zaczynało być powoli chore. Patrząc na miny chłopaków podzielali moje zdanie. Co następne? Zgoli włosy, bo my mamy? Chcę być inny?

Jaki żałosny przykład. Jestem najzwyczajniej zły.

Zły, że nawet w tym pierdolonym hotelu coś wymyśli.

Ale przecież go do niczego nie zmuszę.



Pojechaliśmy windą na swoje piętro, oczywiście Mike miał coś do załatwienia i nie wsiadł razem z nami, spoko nic nowego. Weszliśmy do pokoju, każdy zajął łóżko i "rozpakował się". Trzeba przyznać, że było tu naprawdę ładnie. Pokoje urządzone w starym stylu: żółtawe ściany, drewniana, lakierowana podłoga, z podobnymi melami, kwiatowe obrazy. Oczywiście była łazienka, telewizor, mała kuchenka (chociaż nie wiem po co, skoro kilka pięter niżej była jadalna, ale nie wnikam). Wszystko do siebie pasowało, taki przytulny nastrój jak u babci. Właściwie mógłbym tu już zostać, przytulniej niż w tej mojej norze.

- Chaz, idziemy wszyscy zobaczyć jak wygląda cała reszta, a potem na jakieś piwo przed koncertem, taki wiesz, na dodanie otuchy! Idziesz z nami?

- Wybaczcie chłopaki, nie mam siły, idźcie sami. Później się tu może trochę rozejrzę.

- No szkoda, ale cóż. Jak będziesz się rozglądał, to wpadnij też do pokoju Mike'a, bo on też nie idzie. Jak zwykle.

- No dobra, zobaczę. Bawcie się dobrze.


Chłopacy wyszli. Zostałem sam. On jest kilka pięter niżej. Mam parę godzin dla siebie, potem ten cały występ.

Wiem, że może to nie najlepszy dzień, moment, ale strasznie mnie kusi, żeby iść i porozmawiać z nim.

Ja i te moje pomysły.

Akurat teraz chyba powinienem zamknąć jadaczkę i dać mu święty spokój. Może zamiast tego pójdę się, nie wiem, przejść po tym budynku? Właściwie, czemu nie. Nic nie biorę, po prostu wychodzę i zamykam pokój. Idę w stronę windy. Zjeżdżam piętra niżej i wyżej, znajdując same pokoje. Po czasie zorientowałem się, że obok jest rozpiska. Jak na byłego alkoholika wyciągnęło mnie do baru na 3 piętrze. Wychodzę i liczba ludzi była porównywalna, do mini klubu. Kieruję się w stronę lady, kiedy nagle..mm zamarłem? Może, nie, zatrzymałem się w miejscu. Właściwie się cieszyłem. Siedział tam i pił. Zsunąłem się trochę w kąt, żeby mnie nie zauważył. Cóż za zbieżność.

Skończył pić. Wziął piwo i szedł w kierunku wyjścia. Miałem nic nie robić ale no...

- Mike, chyba powinniśmy pogadać - zatrzymał się w miejscu, spuścił głowę w dół odpowiadając tylko - Nie mamy o czym - po czym ruszył przed siebie.

- Owszem, mamy! Nie uważasz, że to jest chore? Co ty ze sobą robisz, izolujesz się od zespołu, wszyscy widzą, że jest coś nie tak!

Nawet nie odpowiedział. Przyśpieszył krok i wszedł do windy. Drzwi już się powoli zamykały, ale oczywiście ja byłem na tyle uparty, że zatrzymałem je nutem, po czym szybko wskoczyłem do środka. Drzwi się zasunęły, po czym cały mechanizm ruszył.

- Aha, więc chcesz, żeby tak wyglądało do końca tak? Ciągle wiecznie obrażony, nawet porozmawiać się nie da. Załatwmy to teraz, raz, a porządnie.

- Czemu tak winda jedzie tak wolno? - zaczął nerwowo wciskać przycisk.

- Nawet nie chcesz mi odpo.. - ale nie zdążyłem dokończyć, nagle mocno nami szarpnęło, oboje straciliśmy równowagę i wylądowaliśmy na sobie.. światło zgasło, po chwili wracało i tak w kółko. Najprostsze wytłumaczenie na to wszystko? Winda się popsuła i stanęła. Brawo. Teraz Shinoda nie masz wyjścia, jesteś na mnie skazany.

- Teraz to już wyjścia nie masz - popatrzył na mnie kątem oka - masz jakiś telefon? Nie możemy długo tu tkwić za parę...- nie nie mam - wciąłem mu się w zdanie - Możesz przestać zmieniać temat?

Eh - odsapnął głośno, jedną ręką przeczesując swoje włosy, jak to zawsze robi, kiedy się stresuję - jeśli nie mam...

- Dlaczego się tak zachowujesz?

- Jak? - ale rżnie głupa, no ja nie mogę.

- Ty dobrze wiesz o co mi chodzi. Od czasu kiedy powiedziałeś mi, że mamy zapomnieć, zacząłeś się inaczej zachowywać. Nie chodzi tu o mnie, bo między nami cały czas jest napięta sytuacja, tylko o stosunek do chłopaków.

- Co ja niby takiego robię?

- No właśnie w tym problem, że NIC. Odciąłeś się od nas. Mamy okazje, porozmawiajmy szczerze jak kiedyś. Jak wtedy na ławce, w parku Lincolna, pamiętasz?

- Idź sobie szczerze porozmawiać z tą twoją laską - zacisnął ręce w pięści i przygryzł wargi. Może ta akcja z Talindą naprawdę była zbędna?

- Och, Mike, proszę Cię, myślisz, że byłym z jakąś laską, podczas, gdy Ty jesteś na wyciągnięcie ręki? Nie skaczę z kwiatka na kwiatek, dobrze wiesz, że kocham kogoś innego. Kto wpadł na genialny pomysł 'zapomnieniu o wszystkim'? Hm? Ty, więc nie powinieneś właściwie być zły. Zdecyduj się o co Ci w końcu chodzi, dobrze wiesz, że wolę mieć przejrzystą sytuację.

- Chaz, zrozum mnie, to był szok, po takim czasie znowu Cię spotkać! Po prostu szok! Nie wiem dlaczego to powiedziałem, nie chciałem...Cię zranić, myślałem, że tak będzie lepiej dla Ciebie...dla nas wszystkich. Na tym wszystkim zespół może dużo stracić, chcę jak najlepiej, ale jak zwykle wszystko zjebie. - Usiadł, opierając łokcie o zgięte kolana, układają dłonie na czole w kształt daszka, który zasłonił jego twarz. W końcu powiedział coś sensownego, nie rżnął głupa jak wcześniej. Otwarł się. Szczera rozmowa jest najlepsza na wszystko.

- Tobie chodzi tylko o dobro zespołu, a wychodzi wręcz przeciwnie! Nie możemy nazwać się zespołem, podczas, gdy ty się izolujesz!

- Już nie wiem, co mam robić...

- Proszę, tylko mi powiedz jedną pieprzoną rzecz.

- Hm?

- Czy mam jeszcze o co walczyć? Czy jest tam gdzieś w środku mój zakochany Mikey? - mówiąc te słowa, głos trochę mi się złamał, a łzy naszły do oczu. Nie dziwcie się. Bałem się, tego co usłyszę. Najgorsze było oczekiwanie na odpowiedź. Jak wyrok śmierci.

No bo właściwie był to wyrok śmierci. Te kilka słów decydowało o tym jak będzie dalej. Ale i tak wolę znać odpowiedź, niż żyć w niepewności. Przynajmniej będę mógł się zabić, bez wyrzutów sumienia, ze świadomością, że nie mam dla kogo być.

Kilka sekund, zdawało się ciągnąć godzinami.
.
Podążyłem w ślady mojego towarzysza i również usiadłem. Kiedy to zrobiłem, Shinoda doczołgał się koło mnie. Klęcząc, przytulił mnie z całej siły, splatając dłonie no moich plecach.

- Uznać to za odpowiedź? - przełknąłem ślinę a po policzku pociekła mała łezka, okazująca ile ten człowiek dla mnie znaczy. Zbyt łatwo się rozklejam. Jestem za delikatny.

- Tak. - odpowiedział, odciągając nasze ciała od siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy: teraz byłem w stanie zanalizować jego twarz. Oczy delikatnie szkliły, przygryzał jedną wargę, przy okazji układając usta w delikatny uśmiech. W końcu, po takim czasie, znowu widzę uśmiech wdzierający się na twarz. Aż sam musiałem iść w jego ślady.

Delikatnie objąłem dłonią jego policzek, nadal patrząc w oczy. Czułem, że powoli zaczyna zmniejszać odległość między nami.

- Chaz, jestem idiotą. Nie wiem co mi strzeliło do głowy - zbliżył usta do mojego ucha i wyszeptał ciche 'Przepraszam'. Dreszcze przebiegły po moim całym ciele. Michael złożył delikatny pocałunek, za uchem. Potem na szyi. Delikatnie, ale z jaką namiętnością. Myślałem, że zaraz...nie wiem, wyparuje, roztopię się, wykituję. Jego usta były niczym magiczny dotyk. Coraz wyżej, coraz bliżej moich ust. Światła znowu zaczęły szwankować i migać. Niczym na cześć tego, co zaraz się wydarzy. Jednak one oznaczały coś innego, niestety.

Jego usta na moich.

Ciepłe wargi, gorący oddech.

Smak śliny, woń perfum. wszystko mieszało się razem. Łączyło w idealną całość.

Ręce obejmujące mój kark. Moje dłonie na jego policzku.

Następne błyśnięcie, do tego doszedł pisk.

Szarpnięcie.

Zgrzyt.

Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Ale było za późno. Otworzyli drzwi windy.

7 komentarzy:

  1. po prostu..genialne! ;D nie mogłam oderwać się czytając ten rozdział ;P z niecierpliwością czekam na następny i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kuźwa, tylko nie mów, że chłopacy ich nakryją! hahha, byłoby genialnie, albo i nie xd bo nie wiadomo jakby zareagowali, ale mniejsza o to! Jak ja się cieszę, że Mike w końcu zmądrzał i poszedł po rozum do głowy! no nareszcie! Ileż mozna było czekać na to, aż w końcu ogarnie co czuje do Chester'a. Mam tylko nadzieję, że znow niczego nie spieprzy i się ułoży między nimi. Pomysł z windą genialny, no i ta zazdrość Spike'a, jak mówił o Talindzie, przesłodkie ; d ale pocałunku oczywście nic nie zepsuje : d
    No i mam tez nadzieje, ze wyjawią im wszystko i nie bedą kłamać, jak z Chaz, przez co miał wyrzuty sumienia... No ale nic, czekam na kolejny! Fajnie, że dodałaś nowy : 3

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mówiłam Ci o tym, ale pytanie Chaza "Czy jest tam gdzieś w środku mój zakochany Mikey?" jest absolutnie prze słodkie i jaram się nim cały czas, cudowne po prostu. ogólnie czekałam na taki moment od początku całego opowiadania i pomimo że wiedziałam, co się stanie, to i tak świetnie mi się to czytało, bo pomysł był genialny ;d teraz tylko czekam na reakcję chłopaków, bo w sumie nie wiem, co oni na to powiedzą ;p pisz szybko następny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa nareszcie!! doczekałam się porządnej akcji <3 świetny rozdział! momentami całkiem zabawne teksty, które mnie powaliły :D i tak słodko się zrobiło awww :) fajnie, że taki długi. Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej, więc niecierpliwie czekam na kolejny! :D pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty rozdzial ^_^ Dam sobie reke uciac, ze to chlopaki wrocili ! Pewnie albo zapomnieli albo po prostu wrocili :) Ach jak z tego Cheza pojebany czlowiek XD Jak i ja :D A to wstawanie po poludniu ma po tobie :3 Mam nadzieje, ze wszystko bedzie lepiej. Sie poprawi. Ale znajac zycie, cos wymyslisz...ciekawe tylko co. Zycze weny i czekam na anstepny ! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  6. O MATKO, dziękuję za taki komentarz, na prawdę. Aż mi się na sercu ciepło zrobiło. Oczywiście dziękuję za miłe słowa i czas poświęcony, żeby ten komentarz napisać, ale... CZY TYM PRZYPADKIEM NIE PRZESADZASZ?! (wiem, nadużywam Caps Lock'a, no ale serio!) bo moim zdanie to tak xdd
    Cóż, postaram się ogarnąć rozdział, ale błagałabym o to samo i to nawet na kolanach ;d
    Serio, bo zacznę Cię nękać! XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne! Przyznaję, do Twojego bloga dotarłam dopiero niedawno, ale już teraz jestem w stanie powiedzieć, że genialnie opisujesz, czuję się tak, jakbym się rzeczywiście znalazła w takiej sytuacji jako któryś z nich...
    Serio, ja chcę więcej i więcej. Może inaczej: poproszę :D

    Jeszcze jedno: zapraszam do siebie! http://little-things-from-the-notebook.blogspot.com/
    (bloga oczywiście dodaję do linków :) )

    OdpowiedzUsuń