sobota, 2 marca 2013

Throwback X

 Z góry, przepraszam, że tyle czekaliście na nowy dział, nie mogłam się wziąć w garść. No i za te przeskoki w czasie, ale w innym przypadku, nie zakończyłabym na tym, na czym miałam zamiar. Zapraszam w komentowania, wyrażania swoich opinii. Lubię wiedzieć, że piszę dla kogoś, a nie dla siebie :D

Tak wiem, jestem wstrętna :p Po przeczytaniu będziecie wiedzieć, dlaczego tak piszę xd

Enjoy. 
 
Przez jedno słowo, jeden ruch, twoje życie może się obrócić o 180 stopni. Jedna sytuacja, jedno spotkanie, jeden gest. Tak niewiele trzeba.


Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy prawo do błędów. Ale czy tak licznych?

*

Około godziny 23.00. Jedziemy windą. Wszyscy milczą. Każdy wie dlaczego. Wracamy do swoich pokoi. Nasze 5 minut minęło. Już po całym występie. Było naprawdę genialnie. Poczułem się jak prawdziwa gwiazda. Publiczność dobrze się bawiła, nawet bisowała. Jestem w tym pewny. Stuprocentowa, bezgraniczna miłość do muzyki.

- Nie mam dzisiaj siły. Porozmawiamy jutro. -  chłopacy, oprócz mnie i Mike'a wysiedli z windy.

Całą jazdę stałem sztywno w miejscu, kątem oka obserwując Jego ruchy. Robił dokładnie to samo co ja, też był spięty. Kiedy chłopacy wyszli odsapnął głośno, opierając się o ścianę windy, opierając dłonią czoło:

- I co teraz? - zapytał zestresowany.

- Nie mam pojęcia.

- Musimy im to jakoś wytłumaczyć.

- Wiem.

- Ale...- zbliżył się do mnie - sami powiedzieli, że jutro.

- Tak....Jutro - docisnął swoim ciałem moje. Delikatnie przeciągnął dłoń po moim torsie, po czym umiejscowił je na moim biodrze, pod koszulką. Poczułem jego ciepłe, silne dłonie na swoim ciele. Byłem unieruchomiony. Ręce miałem rozłożone wzdłuż ścian windy. Mógł zrobić co chciał. Poczułem na swoim brzuchu dotyk jego wilgotnych ust. Jedna ręka powędrowała w górę. Usta też zmierzyły coraz wyżej. W pewniej chwili oderwał je od mojego torsu i przeniósł na moje wargi. Zacisnął dłoń na mojej piersi, dociskając mocnej do ściany. Zacząłem oddychać coraz szybciej i ciężej. Na czole pojawiły się kropelki potu. Musnął moje wargi. Minimalnie się oddalił, dmuchając wprost w moje usta. Czułem jego ciepły oddech. Patrzył mi prosto w oczy. Ręka, która dotychczas spoczywała na biodrze, powoli zaczęła sunąć w dół. Niżej i niżej. Delikatnie pociągnął rąbek majtek, po czym wsunął rękę jeszcze niżej. W końcu postanowiłem coś zrobić. Wplotłem dłonie w jego włosy, dociągając jeszcze bardziej do siebie. Tak zachłannie jak nigdy .Gwałtownie zacisnąłem pięści, a z moich ust wydobył się aż za głośny jęk. Próbowałem cały czas się opanować, nie dawać mu tak wielkiej satysfakcji, ale to fakt - kompletnie dominował, a ja byłem skazany na jego ruch. Spuścił głowę i uśmiechnął się pod nosem. Miałem wrażenie, że w tym momencie myśli "Jeszcze nie zapomniałem jak wywołać u Ciebie krzyk". Miałem ochotę się zacząć drzeć na cały budynek. Najlepsze w tym wszystkim, jest to, że nadal znajdujemy się w windzie. Za chwilę powinna się zatrzymać, jeszcze tylko 3 piętra.

Chociaż..mniejsza z tym.

Zassał moją wargę doprowadzając mnie o jeszcze większy zawrót głowy. Przeniosłem ręce, na jego bluzkę. Złapałem niedbale i dociągnąłem w swoją stronę. Brak przestrzeni między nami. Brak ograniczeń. Mogliśmy ze sobą zrobić co chcieliśmy. Jedyne, co mogło nas powstrzymać w tym momencie to... *DING*

No właśnie to. Dojechaliśmy na wskazane piętro, winda się zatrzymała, drzwi się rozsunęły. Niewiele myśląc, Shinoda złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę swojego pokoju. Mogłem tylko wlec się za nim,ponieważ nie posiadałem wiedzy na temat 'miejsca zakwaterowania Mike'a Shinody', a nawet jeśli w recepcji mówiła, to nie liczcie, że zapadło mi to w pamięci.

Nagle zatrzymaliśmy się, przy pokoju numer 111. Ciekawa liczba, muszę powiedzieć. Zapamiętam ją do końca życia, tak jak i to, co się tu wydarzy.

O ile nic nam nie przeszkodzi.

Michael wyciągnął klucz, przekręcił w zamku. Drzwi się otwarły. Nagle, jakby coś mnie strzeliło, zacząłem się ni to denerwować ni to cieszyć. Dreszcz przeszedł moje całe ciało, na samą myśl, całego, wolnego pokoju, tylko na naszą wyłączność.

- Nie wypuszczę Cię już stąd. - zaczął się śmiać z własnej gadki. Ja stałem lekko zszokowany, ponieważ jak na pokój jednoosobowy, pomieszczenie było duże, a łóżko "małżeńskie."

- Skoro jest to pokój jednoosobowy, to czemu masz tu duże łóżko? My nawet takich nie mamy - zdziwiony, spoglądam kątem oka, ciągle trzymając kurczowo splecione nasze dłonie.

- No bo widzisz... - odwrócił się w moją stronę, przybliżając się, jak to zawsze robi, jednocześnie drugą, wolną ręką zamykając drzwi - oni przewidzieli jak będzie. Dlatego dali nam takie duuuuże, wygodne łóżko. Trzeba wykorzystać ten fant, prawda?

- Nie miałbym nic przeciwko.

- No, ja też nie. - Oparł swoje czoło o moje, rozpinając moją koszulę.

Boże, to się dzieję naprawdę! Tyle czasu czekałem na ten moment. W studio myśli nie dawały mi spokoju. Dlaczego przejrzał na oczy tak późno? Po tylu niepotrzebnych akcjach? Sam też nie byłem jakoś...no wiecie o co chodzi, przesadzałem w niektórych sytuacjach, ale teraz mniejsza o to. Nie obchodzi mnie to co było, nie obchodzi mnie co będzie jutro. Liczy się to co jest teraz. Liczy się On. Chwila zapomnienia, która mogłaby trwać wieczność. Niczym zakazany owoc.

Mam ochotę krzyknąć, żeby zdarł ze mnie wszystkie wszystkie ubrania.

Pchnął mnie na ścianę całkowicie obezwładniając. Znowu. Trzymał moją rozpiętą koszulę za kołnierzyki, zsunął ją, przy okazji całymi dłońmi masując moje ramiona, lecąc w dół pleców, wzdłuż kręgosłupa. Głowę miałem podniesioną do góry. Zaciskałem wargi, z powodu Shinody, który dobrał się do mojej szyi. Powili sunął w dół, zasysając moją skórę, pozostawiając na niej charakterystyczne czerwone ślady. Jedną rękę umiejscowiłem na jego plecach, w taki sposób, żeby idealnie wkręcić palce w końcówki jego włosów. Oplotłem swoją nogę wokół jego. Czułem go tak blisko. Był coraz niżej. Zauważyłem, że próbuję rozpiąć mój pasek. Po chwili udało mu się to. Objął dłońmi moje pośladki, zaciskając, po czym rozluźniając ucisk, umożliwiając tym łatwe zrzucenie ze mnie tych że spodni. Ja stoję już półnagi, a on nawet bluzki nie zrzucił? Nie ma tak! Odepchnąłem go od siebie, po czym on wysłał do mnie pytające spojrzenie. Wyglądałem jak po jakimś dużym wysiłku fizycznym. Mimo, że sprawy stanęły w miejscu, (wtrącenie: czyż to zdanie nie prowokuję u was skojarzeń?xd) czułem w sobie już ten żar.

Popchnąłem go w stronę łóżka. Leżał rozwalony, po czym usiadł na brzegu. Uklęknąłem przed nim. Praktycznie zdarłem z niego t-shirt. Oddychałem coraz szybciej i ciężej.

Praktycznie od razy zabrałem się za spodnie. Z klamrą poradziłem sobie szybko. Zsunąłem z niego spodnie, patrząc spod rzęs jak jakiś napalony zboczeniec, przygryzając wargę jeszcze mocniej. Nasze spojrzenia się spotkały. Podniosłem się trochę, klęczałem teraz jak na spowiedzi. Jedną ręką oparł na moim ramieniu, a drugą umiejscowił za sobą, odchylając głowę do tyłu. Samo jego ułożenie prowokowało mnie do dalszego działania. Delikatnie objąłem jego biodra. Złożyłem nad pępkiem pocałunek, cicho pomrukując. Zacisnął powieki, jeszcze mocniej przygryzając wargę, wydając z siebie dość głośny jęk.

Zahaczyłem zębami o gumkę od bokserek ciągnąc w dół. Kiedy zjechałem do końca, wyrzuciłem za siebie, nie patrząc nawet gdzie. Teraz zrobiło się naprawdę gorąco.

Rozłożył się na łóżku, bezwładnie. Rozkraczyłem się przed nim, zakrywając jego ciało moim. Oparłem się łokciami pomiędzy jego głową. Nasze twarze znajdowały się centralnie na przeciwko siebie. Przygryzł wargę, a jego oczy zaczęły szklić. Objął moje ramiona, przesuwają w dół, przez plecy po moje pośladki. Sprawnie zrzucił również moje bokserki, po czym ponownie wbił się w moje usta.
- Mike..nie chcę Ci zrobić krzywdy rozluźnij się.
- Wątpisz we mnie? - powiedział z uśmieszkiem na twarzy.
Nagle głośno krzyknął wyginając się w tył.
Wszedłem w niego. Nie powinienem tak od razu, ale nie mogłem się oprzeć po tym co powiedział.
- Oczywiście, że w Ciebie nie wątpię, kotku. - odpowiedziałem z równym uśmieszkiem jak on, delikatnie między czasie pieszcząc jego ciało. Poruszyłem się w nim. Krzyk Mike'a doprowadzał mnie do szału, ekstazy, ale starałem się opanować, nie chciałem sprawić mu bólu.
Zacisnął dłonie na moich placach, wbijając paznokcie, podkreślając długim jękiem. Prowokował mnie. Z każdej chwili przyśpieszałem, nadając tempo.
- Ni-ee zatrzyyymuj się! - wykrzyczał, po czym zaczął całować i gryźć moją szyje i obojczyki. Na jego prośbę, bez opanowania, - przyśpieszyłem.
Serce waliło mi jak głupie, oddech był ciężki, płytki i nieregularny.
Przeplótł nasze nogi, napierając na nie. Czułem jego oddech pod sobą. Każdy odgłos jaki z siebie wydał niewyobrażalnie mnie podniecał. Obydwoje trwaliśmy w ciągłej rozkoszy.
Poczułem jego język, który delikatnie „smakował“ mojej szyi. Zacisnął dłonie na moim pośladku, nadając tempa.
Czułem, że jestem już u kresu. Mike w kółko powtarzał „O mój Boże“  coraz szybciej i mniej zrozumiale.
Czułem to. Orgazm. Wykonałem w nim jeszcze trzy szybkie i mocne ruchy, krzycząc jak jakieś dziecko, po usłyszeniu gardłowego ryku Mike’a, krzyczącego moje imię.
Cały mokry upadłem na jego ciało, próbując złapać regularny, normalny oddech.
Podniosłem głowę. Chciałem go zobaczyć. Czułem jak oddycha, leżąc na jego dobrze zbudowanym torsie.
Oczy lśniły, jego twarz przepełniała radość.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo Cię kocham. Jesteś najlepszy. - pocałował mnie w czoło, po czym przycisnął do swojego ciała. Delikatnie się zsunąłem, obejmując jego biodra, wtulając się jak najbardziej mogłem.
- Nawet nie wiesz, jak tęskniłem - dodał cicho szepcząc.

W swoich ramionach, cali mokrzy, pogrążyliśmy się w krainie snu.
*
To piękne uczucie obudzić się, w ramionach twojego małego świata. Obejmuje Cię osoba, dla której jesteś w stanie zrobić wszystko. Czujesz jak oddycha. Wykonuje powolne, regularne ruchy klatką piersiową, której obejmujesz jak najmocniej możesz. Jakbyś się bał, że zaraz Ci ucieknie, wysmyknie pomiędzy palcami i pozbawi tego stanu euforii.
Uniosłem głowę - jeszcze spał. Nie chciałem go budzić. Jak najlżej stoczyłem się z jego torsu, przykrywając kołdrą jego nagie ciało. Cicho zamruczał, po czym odwrócił się na bok, przytulając nakrycie. Ciepło zrobiło mi się w środku. Stałem i patrzyłem tak na niego. Wyglądał jak małe dziecko - słodko i niewinne. Uśmiech wdarł się na moją twarz. Mógłbym tak stać i obserwować go godzinami.
Ale nie mogę.
Nie ma na to teraz czasu.
Pozbierałem swoje rzeczy rozrzucone po całym pokoju. TAK, to był problem. Wciągnąłem na siebie wszystko. Upewniłem się, że mam klucz, od drugiego pokoju, który dzieliłem z chłopakami.
Huh, wtedy byłem wściekły, że nie chcę nawet mieć z nami pokoju. Teraz się cieszę jak małe dziecko, no bo kto na moim miejscu by się nie cieszył?
Krótko mówiąc : Najpiękniejsza noc w moim życiu.
Idę do końca korytarza, w stronę windy. Naciskam przycisk i czekam. Drzwi otwierają się praktycznie od razu. Wskakuję do niej, wybieram piętro i jadę.  Patrzę na ścianą naprzeciwko mnie. Od razu mi się przypomina to wszystko. Roześmiałem się, kiedy między czasie drzwi otwarły się ponownie, symbolizując dotarcie na wybrane przeze mnie piętro. Skierowałem się w stronę pokoju, który, na ten czas był "własnością" reszty chłopaków. Przekręciłem klucz, otwarłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu WSZYSCY spali. Nie chciałem im hałasować, wziąłem z torby świeże ubrania, kosmetyki i inne duperele, wracając po tym szybko, do pokoju mojego skarba. Trochę głupio by to wyglądało, kiedy obudziłyby się, a mnie by nie było. Ja na przykład poczułbym się wykorzystany, albo uznałbym to za jedno-nocną przygodę.
Ale ja to ja, zawsze przesadzam, przecież równie dobrze, mógłby pomyśleć, że poszedłem na śniadanie, albo coś.
Muszę przestać tyle myśleć.
Kiedy wszedłem do pokoju nadal spał. Tak właściwie, nie wiem nadal która godzina. Patrzę kątem oka na zegar: 6;15. Tak w takim razie nic dziwnego, że wszyscy śpią. Dziwne, że wstałem tak wcześnie. Nie odczuwam zmęczenia, w ogóle.
Poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic, umyłem głowę, zęby...no wszystko co powinno się zrobić rano. Narzuciłem nowe ciuchy: dzisiaj biała bluza i carne luźne spodnie. Podwinąłem rękawy. Spojrzałem w lustro, skupiając się na włosach. Zawsze po wysuszeniu są w kompletnym nieładzie. Trochę żelu czyni cuda. Przez chwilę patrzyłem w odbiciu na mój kolczyk w wardze. Wczoraj Mike miał z nim niezły ubaw, jeśli wiecie, o co mi chodzi.
Po około godzinie, odświeżony i pełny energii do dalszego działania, wychodzę z łazienki.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to widok Mike'a leżącego plackiem, z dociśniętą poduszką do twarzy.
- O, śpioszek się obudził, dzień dobry! - powiedziałem lekko się drocząc.
- "Dzień dobry"? Chaz, kurwa, jest koło siódmej, a ty mi tu z suszarką wylatujesz! - No tak, nie przemyślałem tego. To nawyk, w końcu mieszkam sam.
- Ech, przepraszam, rutyna.
- No oczywiście, jak zwykle. Wybaczam. Ale wynagrodzisz mi to jakoś. - powiedział, ściągając poduszkę z twarzy, posyłając oczko. Wyglądał nieziemsko. Rozczochrane czarne włosy, przymrużone oczy i szeroki uśmiech, ukazujący wszystkie białe zęby. Można się zakochać.
No i jego nagi tors.
- No ależ oczywiście! - powiedziałem, delikatnie się śmiejąc. Zrobiłem 3 duże kroki, po czym znajdowałem się już koło niego. Podpałem się łokciami, opierając brodę na dłoniach. Byłem idealnie naprzeciw jego twarzy.
- Tęskniłem - powiedział, dając mi przelotnego całusa w usta.
- Już to mówiłeś.
- I będę w kółko powtarzał. - trochę się zarumieniłem.
- Mike?
- Tak?
- Naprawdę, strasznie Cię kocham. - całkowicie nachyliłem się nad nim, wtulając mocno.
- Ja Ciebie też Chester. Ja Ciebie też... - powtórzył, głaskając tył mojej głowy
- Posłuchaj..ja....ja się boję. Co teraz będzie?
- Ale z czym? - podniósł się, siadając na łóżku, tym samym zmuszając mnie, do podniesienia się z jego ciała.
- Przecież wiesz o co chodzi. Musimy im wytłumaczyć, dlaczego znaleźli nas w windzie, podczas, kiedy no wiesz...całowaliśmy się. MUSIMY powiedzieć jak było. Boję się o to, że mogą nas nie akceptować. W tym przypadku, nasze plany, o rozwinięciu zespołu, ładnie powiedziawszy pójdą się "kochać". Narobiłem tylko problemów.
- Chester! - Złapał mnie za ręce i docisnął do swojego serca - nawet tak nie myśl! Pojawienie się Ciebie w tym zespole, było najlepszym pomysłem, na jaki mogliśmy wpaść! Nie chodzi mi teraz o to, co jest między nami. Chodzi o to, że masz niewiarygodny talent, którego nie można zmarnować! Jak się wczoraj czułeś na scenie?
- No, dobrze, czułem się pewny w tym co robię.
- No właśnie i o to chodzi! Ludziom też się podobało, to widać! Jesteśmy teraz na dobrej drodze, nie możemy się poddać. Przejdziemy to razem, rozumiesz?
- No tak, ale, jeśli będą kazać mi odejść, albo coś?
- Głupolu! Oni Cię lubią, chyba nie zrobiliby takiego chamstwa, ale jeśli, zaistniałaby taka sytuacja, zawsze, ale to sobie zapamiętaj, ZAWSZE stanę po twojej stronie! Jeśli to odejdziesz ja też. Nie pozwolę Ci znowu uciec. Z resztą jak zwykle obmyślasz najgorsze scenariusze. Dlaczego mnie to nie dziwi?
- No dobrze, masz rację, jak zwykle.
- No właśnie. GŁUPOL!
- Ale twój głupol. - powiedziałem całując go w usta.

Rozmowa z Mike'm mnie podniosła na duchu. Fakt, nadal się bałem, ale nie aż tak cholernie jak wcześniej. Może Dave złagodzi sytuacje? On wie. Jako jedyny.
Shinoda miał pełną rację, mówiąc, że obmyślam najgorsze scenariusze, szukam najgorszego rozwiązania.
Ciągle męczy mnie myśl: "Co będzie jeśli..."
Muszę się uspokoić.
- Włącz sobie telewizor, teraz ja idę do łazienki. Poczekaj za mną, potem zejdziemy na śniadanie.
- Spokojnie, przecież Ci nie ucieknę - wywaliłem na jego język. Roześmiał się i zamknął drzwi łazienki
Wziąłem pilota i przełączałem po kanałach. O tej godzinie nie leciało nic ciekawego. Nagle rozbrzmiał głos Shinody, z łazienki:
- Wiesz, nie potrzebnie tak wcześnie wstawiałeś. Tak zaprosiłbym Cię do mnie pod prysznic.
- Trzeba było wczoraj mówić. Jutro sobie poczekam. - zacząłem się śmiać.
Zauważyłem, że kiedy przebywam z nim nie mam czasu na bycie smutnym. Ciągle chodzę uśmiechnięty, śmieje się. Boże, jaki ten człowiek ma na mnie wpływ.
Zauważyłem swój telefon, na komodzie. Cholera, co on tu robi? Sięgnąłem po niego.
11 nieodebranych połączeń i 6 wiadomości. Wszystkie od tej samej osoby.
Kurwa.
Nie powiedziałem jej o wyjeździe. Właściwie od tamtego czasu nie gadaliśmy. Wolałbym uniknąć nieprzyjemnych sytuacji na dzisiaj.

"Chester co z Tobą jest? Martwię się o Ciebie, odezwij się, proszę."

Żal mi jej. Jest tylu facetów, więc czemu tak wspaniała kobieta czuję jakąś więź do mnie? Chcę być jej przyjacielem, ale nic więcej.

 "Dlaczego mnie ignorujesz?"

Ignoruję? Nie. Unikam kontaktu. Chyba, że to jest to samo.
 Każde nasze spotkanie kończyło się podobnie. Trudno mi było przyznać się jej do tego, że jestem gejem, bo się nim nie czuję. Skoro nie pociąga mnie żadna kobieta, ani facet, tylko Mike, to jak można mnie sklasyfikować?

"Wyjechałeś. Właśnie się dowiedziałam. Dlaczego mi nic nie powiedziałeś, ani chociaż nie napisałeś? Kiedy wrócisz musimy porozmawiać."

Ciekawe o co może jej chodzić. Mam dosyć, nie czytam reszty. Nie chcę dodatkowych nerwów, na razie fakt konfrontacji z chłopakami, po niefortunnej wpadce mi wystarczy.

- Okey, jestem gotowy, tylko buty i idziemy! - powiedział entuzjastycznie Mike wychodząc z łazienki. Wow, zero stresu. Nie przejmuję się. Też bym tak chciał.
Co do jego wyglądu, nie ma co rozkminiać, jak zwykle szał jest, staniki latają.
Zawiązał buty, po czym podszedł do mnie, dając całusa w czoło:
- Chazy, nie denerwuj się tak, nie warto. Pamiętaj co mówiłem, weź głęboki wdech i idziemy.- przytaknąłem, wziąłem wdech, zamknąłem na chwilę oczy. Starałem się uspokoić. Poczułem mocno obejmujące mnie ramiona. Wtuliłem się, jak najbardziej to możliwe. Starałem się oddać swój stres. Mike jak zwykle wiedział co najlepsze. Cudowny człowiek.
No może nie co poprzednich dni, kiedy myślał, że unikanie mnie wyjdzie wszystkim na dobre.
- Dalej chodź, głodny jestem! - pociągnął mnie za rękę. Po zamknięciu pokoju ruszyliśmy w stronę windy. Wybraliśmy piętro. Przez cały czas trzymaliśmy się za ręce.
Kiedy zjechaliśmy już na dół pokierowaliśmy się w stronę stołówki. Przez szybę było widać że wszyscy już na nas czekają. Dziwne, jak wchodziłem jeszcze spali, ale mniejsza z tym. Dosiedliśmy się do stołu. Wszyscy siedzieli ze spuszczonymi głowami. Ten widok wyprowadził mnie trochę z równowagi, znowu zacząłem obmyślać co będzie dalej.
- Jesteśmy! Smacznego wszystkim! - co on taki wesoły do cholery? Nie pamięta jak Joe wyśmiewał się z jego seksualności? Tzn to były drwiny, nie wiedział, że tak jest naprawdę.
Chore to wszystko.
- Od kiedy się znacie? - wyleciał nagle Rob.
- Co?
- Od kiedy się znacie. Z Chesterem. Skoro..no.no wiesz..
- Tak około 6 lat - wtrąciłem.
- Dlaczego nic nie powiedzieliście?
- A ty byś kurwa powiedział? Zwłaszcza w dodatku drwiny Joe'ego utwierdzały mnie w tym.
- Boże, mówmy przejrzyściej. Z Mike'm znamy się długo. Pierwszy raz, spotkaliśmy się w kiblu na uczelni, tzn ja się zaćpałem, a on uratował mi moje cztery litery. Zaprzyjaźniliśmy się i to tak konkretnie. Później byliśmy razem, do czasu kiedy jego rodzice nie interweniowali. Kazali mi się wynieść jak najdalej stąd. Byłem załamany, ostatnim ratunkiem był zespół. No i co się dalej działo to wiecie, jakaś patologia, sprzeczki i inne. - dobra, nawet mnie zdziwiło moja nagła zmiana nastawienia, ale jak wiecie - wolę mieć przejrzystą sytuację, nie lubię owijania w bawełnę.
- Wczoraj o tym gadaliśmy z chłopakami. Tolerujemy to. Ale mam nadzieję, że nic nie będzie miało wpływu na dalszy rozwój zespołu. - dodał Dave. Dla niego to nie był żaden szok, w końcu spowiadałem mu się jakiś czas temu.
- No ale nie mamy tez zamiaru oglądać was jak się obściskujecie, z góry mówię.
- Spokojnie tym się nie przejmuj.
- To dob......zaraz, Joe, jesteś biały jak ściana, z Tobą na pewno wszystko ok? - No fakt faktem, był blady, a ręce trzęsły mu się jak galareta. Wyglądało, jakby zaraz miał wpaść twarzą w miskę płatków, która było przed nim.
- T-taak.
- Mhm, no widzę właśnie. Dalej mów.
- Mike..ja przepraszam ze te dogryzki. Nie wiedziałem i to też było formą...osłony.
- Joe, jaśniej, proszę.
- No..no ja też...też jestem gejem no.
- JA PIERDOLE - Brad aż wstał trzaskając rękami o stół - Normalnie parada homoseksualistów, nie no, ja pierdole...ja pierdole, nie...nie no...
- Brad uspokój się, przeszkadza Ci to w czymś? A i tutaj Joe chyba wszystkich zaskoczyłeś.
- No, niby nie przeszkadza...ale tyle wyszło brudów teraz... - nie wytrzymałem. Serio. Wybuchłem śmiechem, zacząłem tarzać się po stole. To co zobaczyłem, przypominało jakąś telenowelę, albo kolejny kiepski serial.
- A ty z czego się cieszysz? Sam też jesteś gejem! - powiedział Joe, który momentalnie strzelił buraka. Przez łzy tylko wydusiłem:
- To jak mistrzu? Daj mi wskazówki "jak zadowolić kobietę i nie dać się zdominować", jesteś w końcu "specjalistą", haha! - zacząłem cytować jego słowa, nadal nie mogąc złapać oddechu. To było kompletnie sprzeczne. Po mnie zaczęli śmiać się wszyscy, przypominając tą niefortunną sytuację. Później każdy, zaczął cytować Hahn'a, powodując jeszcze więcej radości.
- Cieszę się, że tak to się ułożyło. Nie ważne, kogo kochamy, gdzie mieszkamy, co jemy, nie wiem nawet co oglądamy - jesteśmy zespołem, to się liczy. - dodał Mike, po czym na chwilę spoważniał i dodał - Łączy nas talent i miłość do muzyki. To jest najważniejsze. Dogadujemy się, jest wesoło. Nie ma co doczepiać się prywatnych spraw. To jak? Wszyscy za jednego?
- Jeden za wszystkich! - dokończyliśmy, robiąc krąg z rąk, po czym entuzjastycznie podnieśliśmy je w górę. Teraz jest idealnie. Naprawdę. Mam przy sobie osobę, którą kocham. Paczkę przyjaciół, która akceptuje mnie, takim jakim jestem, przy czym robię to co kocham. Żyć nie umierać!
- Dobra dowcipnisie, kończymy jeść i się zbieramy na zbiórkę, czas jechać dalej!

*

Reszta trasy minęła tak samo. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem, ostro koncertując, dając radość sobie jak i widowni. Do końca, nie wydarzyło się nic nieplanowanego, ani nie wynikły nieprzyjemnie sytuacje. Było świetnie, jednym słowem. Okazało się, że nasze występy odwiedziło najwięcej osób. Można było powiedzieć, że "wygraliśmy". Nie było żadnej kasy, ani statuetek za to. Zdobyliśmy serca widowni, zyskaliśmy fanów. Płyta, którą sprzedaliśmy, sprzedała się rewelacyjnie, w wielu tysiącach egzemplarzy. Podobno jeden z koncertów, nadawali nawet w telewizji. Teraz nic nie mogło pójść źle.

*

- Chester, pośpiesz się, no! Seans jest za 10 minut! 10, nie 40, więc dalej!
- Idę no, idę.
Wylecieliśmy z mieszkania, szybko sunąc chodnikiem w stronę kina. Przebiegliśmy koło parku i doszliśmy na wybrzeża miasta. Byliśmy zbyt zmęczeni, żeby dalej biec. Autem nie mogliśmy jechać, bo później mieliśmy zamiar iść wypić to i owo, a z promilami alkoholu, nikt z nas nie miał zamiaru ryzykować i prowadzić. Na taksówkę i tak było za późno. Mieliśmy 15 minut marszu, zyskaliśmy trochę biegnąc, możemy sobie doliczyć reklamy, które obowiązkowo puszczają, w celu, przeciągnięcia czasu rozpoczęcia projekcji. Podsumowując: będziemy na styk.
Idąc dość energicznie, mijaliśmy mnóstwo ludzi. W pewnym momencie, rozpoznałem twarz kobiety. Cholera to była ona. To była Talinda. Ale dlaczego teraz? W tym momencie?
Nie odezwałem się od niej od czasu wyjazdu. Przed nim widzieliśmy się ostatni raz. Miałem nadzieję, że mnie nie pozna, ale jednak, niestety, nie udało się.
- Chester? Boże co z Tobą?! - zatrzymała się, obejmując moje ramiona, Mike zmierzył ją spojrzeniem mówiącym "Kobieto, czego Ty chcesz od mojego faceta?". Teraz będzie się działo.
- Em, Chester? Kto to jest?
- Chyba kim Ty jesteś, koleś! - wtrąciła wkurzona Tal. Znowu to uczucie. Strach paraliżujący od stóp do głów. Panika.
- Tal, posłuchaj, nie mówiłem Ci ale...w końcu musisz poznać prawdę...
- Jesteś żonaty? Proszę, tylko nie to, nie chcę mszczącej żony na głowie!
- No..em..gorzej...jestem gejem a to mój chłopak. - Talinda zrobiła taką minę, że Mike wybuchnął śmiechem, ja zrobiłem się cały czerwony... i nie wiem co dalej, bo ze zdenerwowania, przestałem ogarniać co się wokół mnie dzieje.
To się za szybko toczy. Przecież przed chwilą dopiero...
- Co? Chester Ty sobie teraz ze mnie żartujesz..Proszę powiedz, że żartujesz... -z zamyśleń wyciągeła mnie Talinda, która zaczęła panikować, poczułem, że jestem cały mokry.
- No, nie...nie żartuje...ale..przecież nie jesteśmy razem, od początku dawałem Ci znać, że nie chcę niczego więcej niż przyjaźń.
- No dobra, dobra..Chester, ja to rozumiem, jestem tolerancyjna..ale kurwa zrozum - Wzięła głęboki oddech. Bałem się co teraz usłyszę - Ja jestem W CIĄŻY!

6 komentarzy:

  1. Cieszę się, że Mike i Chester znowu są razem oraz że reszta zespołu zaakceptowała ich związek! :) Tylko dlaczego wprowadziłaś Talindę i jej bachora? Czy ona nie może zostawić Chestera w spokoju? Musiała wyskoczyć z dzieckiem?

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu. Rozdział GENIALNY!!! Tyle emocji i tak czystej Bennody; o niczym innym nie mogłam marzyć. Akcja z suszarką... padłam ze śmiechu. Reakcja Brada i Joe'ego: tym bardziej. Idealnie wyważyłaś humor i wszystkie inne emocje. Mam nadzieję, że następnego rozdziału będzie można spodziewać się nieco szybciej :)
    A co do Talindy... Co ona wyrabia? Przecież Chester i tak mieszka sam a ta się mu, nieładnie mówiąc, z powrotem "wtrynia" w jego życie, które stało się nieco lepsze.
    Tylko najbardziej się boję jednego: byleby to nie było jego dziecko!

    Elektra powróciła, tak więc zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No piknie, piknie. Aci aci. Tak bylo, az do momentu z Talinda -,- Musialas ? :'( Ta sie ciesze, ze wreszcie Chazz i Mike sa razem ! <33 Normalnie skacze pod sufita ! :D Hahn to mnie zdziwil. To co, kogo mu wybierzesz do parki ? ;) Czlonka zespolu czy moze kogo innego ? ;) Heh, normalnie sie jaralam przez calutki rozdzialik ^^ A te latajace staniki to mnie rozsmieszyly i w pamiec zapadly :D To weny zycze i nie przeciagam ;) PS. Aci aci to takie, ze jest fajne i w ogole. Wybacz, za duzo czasu spedzam z kuzynka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. asdfghjk zajebisty!!! Cieszę się że go w końcu dodałaś :D fajnie że dogadali się z chłopakami bez większych problemów :) ale Joe gejem hahahaha xD i ten teks Brada: Ja pierdolę genialne! Jebłam przy tym xD tylko jakoś nie bardzo podobała mi się ta ich scena łóżkowa. No i Tal w ciąży?! Że co?! Aż jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz :D także życzę weny i nie zostawiaj nas już na tak długo! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy, zapraszam! Mam nadzieję, że się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. chyba się odzwyczaiłam od czytania Bennody, za bardzo się wkręciłam w Larry'ego xd a tak odnosząc się do Twojego rozdziału, to widać, że coraz lepiej piszesz i chyba coraz śmielej ;p zboczona Lessy w końcu się wzięła za pornosa, no proszę! xd teraz tylko ładnie wypieprz Talindę i będzie idealnie ; )

    OdpowiedzUsuń