piątek, 4 stycznia 2013

Throwback VI

Zaraz, to co ja przed chwilą zrobiłem? Aha, no tak, wykrzyczałem Mike'owi prosto w twarz jak go nienawidzę, spoko. Co ze mną jest nie tak? Co mam nie tak w tej głowie? Cholera no! Jakbym nie umiał na spokojnie. Sam nie wiem co myśleć, naprawdę. Muszę to wszystko poukładać. Tak sensownie. Budzę się rano i mnie coś pizgło, żeby do niego pobiec "pogadać", a i przy okazji, dodam, że mój sposób "gadania" jest bardzo specyficzny i nietypowy. Ogólnie jestem dziwakiem, więc nie ma co. Wracając do sytuacji: Napalony Bennington, bo inaczej tego nazwać nie można, rzuca się na Shinodę i robi to o czym od dawna marzył, ok. Ten odwzajemnia nieszczęsny pocałunek, a potem daję kopa w dupę, po czym sfrustrowany ja, mówię mu, że go nienawidzę, że na cholerę mnie ratował i tego typu "obelgi".



Jestem nienormalny.


Ładnie mówiąc.


 Zbyt uszkodzony przez życie.


Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Do studia nie pojadę, nie chcę mu się pokazywać na oczy, z resztą sam też nie mam ochoty patrzeć na niego przez kilka godzin, do domu nie pójdę, ponieważ jak zwykle genialny Chester zgubił swoje klucze. Prawdopodobnie są u Mike'a, ba! Na pewno u niego są. Podczas tej namiętnej żałosnej scenki musiały mi wypaść. Po cholerę dawał mi nadzieję? Żebym odczuł chwilowe motylki w brzuchu? Żeby przez chociaż ułamki sekund żyło we mnie, poczucie szczęścia? Żebym myślał, że znowu będzie dobrze? Jak kiedyś? Jestem taki naiwny.


A może miał trochę racji, co do tego, że powinniśmy zapomnieć? W końcu Linkin Park, wzbija się na szczyty, fakt, że powoli, ale jednak. Takie połączenie muzyki przypodobało się ludziom, co mnie cieszy. A co by było, gdyby świat dowiedział się, o tym "psycho-romansie", między wokalistami?


Popadam w paranoję. Co ja, za przeproszeniem pierdole? Nie zamierzam dla żadnego zespołu, żadnych pieniędzy, czy popularności tracić miłości. Jedynej osoby tak dla mnie ważnej. Nawet taka myśl nie powinna do mnie przemawiać. Może dobrze jest przemyśleć dostępne scenariusze.


W jakiej sytuacji się znajdujemy? Hm...Teraz powinniśmy całkowicie przyłożyć się do pracy. Najważniejsze to się wybić. Na brak fanów nie narzekamy, ale musimy dążyć dalej, wyżej. Nie można spoczywać na laurach, ale przez moje perypetie z Michaelem praca jest spowolniona. I to konkretnie. Tym razem ja zawalam. Z resztą zawsze ja zawalam. Nie przyjdę do studia, bo poszło mi o co z Mike'm. I tak ma wyglądać nasza praca? W niepełnym zespole? Pójdę tam, muszę się wywiązać z zobowiązań, ale jutro. Dzisiaj nie mam na to siły. Za dużo myśli, scenariuszy, dialogów, sytuacji, słów i wspomnień kłębi się w mojej głowie. Nadal czuję jego ciepły oddech na swoim ciele. Jego usta na moich. Jego postać przede mną. Tak nie powinno być. Muszę się nauczyć rozgraniczać życie prywatne z pracą. To spełnienie marzeń, szansa na lepsze życie, więc powinienem przestać użalać się nad sobą.


Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. Typowo.


Dlaczego ja, jestem skazany na takie życie? Dlaczego nie mogę mieć silnego charakteru? A nie, nie dość, że płaczliwy niczym baba, co sam sobie poradzić nie umie. Niczym zakompleksiona nastolatka.


Siedzę skulony na ławce i patrzę pustym spojrzeniem przed siebie. Siedzę tu już z dobre kilka godzin. Spoglądam na zegarek na ręce: Taak, od czasu wyjścia od Shinody minęło już sporo czasu. Nigdzie mi się nie śpieszy, więc nie ma co. Jest dwunasta - południe. Już od jakiegoś czasu siedzą w studio i pewnie się zastanawiają "Gdzie jest ten cholerny Bennington?!" albo "Na co nam taki wokalista, który ma wszystko w dupie i to my odwalamy brudną robotę?!". Tekstów mam sporo, może przyniosę coś JUTRO do studia. MOŻE.


Spać mi się chcę. Nie zasnę na ławce, bez przesady, to, że jestem żałosny, nie znaczy, że muszę z siebie bezdomnego, czy też menela robić. Może to głupie, ale pójdę do motelu. W końcu jak mam wejść do domu? Włamać się? Albo co bardziej absurdalne: IŚĆ DO NIEGO PO TE KLUCZE! Hahah... śmieszne. Nawet nie miałbym odwagi. Nie ma co, pora podnieść tyłek i iść. Jakoś udaję mi się wygramolić z ławki. Ruszam żwawym krokiem. Mam nadzieję, że nikomu nic nie odwaliło, żeby np. mnie szukać. Eee, nie przesadzajmy, to, że są dla mnie mili i spoko, nie znaczy, że będą mnie szukać.

Wchodzę do recepcji motelu. Typowy, przydrożny, dla zmęczonych kierowców. Wchodząc, już widać, że rewelacji nie będzie, ale i tak moim upragnionym obiektem jest łóżko, a to na pewno posiadają. Załatwiam wszystkie formalności - nie ma tego dużo. Dostaję klucz z cyfrą 15. Sztucznym uśmiechem, żegnam recepcjonistkę i udaję się w wskazaną stronę - czyli schodami do góry. Maszerując chwilę dotarłem na piętro. Rozglądam się: 10, 11, 12, 13, 14 i upragnione 15. Podchodzę do drzwi, wkładam kluczyk, przekręcam. Słychać ciche zgrzytnięcie, po czym uchylają się drewniane drzwi. Malutki pokój, w jasnych barwach. Błękitne zasłony, przesłaniały dość spore w porównaniu do pokoju okna. W górnym rogu, znajdował się malutki szary telewizorek, typowy dla takich "luksusów". Po prawej stronie znajdowały się drzwi - prawdopodobnie do łazienki, a po lewej - długo oczekiwane ŁÓŻKO. Zamknąłem tylko drzwi, zrzuciłem z siebie ubrania jak najszybciej to możliwe, aż dziwne, że znalazłem w sobie nagle tyle energii, po czym rzucam się na łóżko. Wczołgałem się w miękką kołdrę, otulając dokładnie każdą część swojego ciała, żeby móc zasnąć. Odłożyć te emocje na bok. Zapomnieć. Na chwilę. Odpocząć. Odpłynąć.

                              
     *MIĘDZY CZASIE W STUDIO*

- Kurwa mać, gdzie on znowu jest?! - wykrzyczał zbulwersowany Joe - znowu wszystko musimy przekładać, wszystkie nagrania, wszystko idzie w pizdu! Ktoś może mi wytłumaczyć co z nim się do cholery dzieję?!

- Sam bym chciał wiedzieć. Może...cholera, muszę się zapytać, Mike, może ty wiesz? - powiedział Dave z opanowaniem w głosie. Przecież on jako jedyny wiedział co toczyło się pomiędzy muzykami.

- Co..?Yyyy, ja? Sk-skąd... - mężczyzna delikatnie zbladł.


-Mike...ja wiem. Wszystko - teraz wyglądał jak ściana. Przełknął ślinę, zrobił wielkie oczy, oddychając ciężko mierzył dziwnym to opisana spojrzeniem.

- Aaa-al-e coo, skąd i ja-aak? - wyglądał jakby w jednym momencie załączyły mu się wibracje. W geście zdenerwowania zacisnął ręce.

- Nie chcesz, żebym mówił o tym mówił na głos. Mam tylko jedno pytanie: Ty wiesz dlaczego go nie ma, prawda? - inie uzyskał odpowiedzi.

- Ee, o czymś nie wiemy? Co jak co ale jesteśmy zespołem, przyjaciółmi. Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic!

- Ohh, mówisz jak baba, nie przesadzaj. Ja nic mówić nie będę. Mike, odpowiedz mi tylko : Wiesz, prawda? - On tylko skinął głową.

- Cholera, wiedziałem. Jeśli nie będzie go jutro, przyda się ogarnąć co z nim jest.

   ***

- Aaaa, chooolera. Znowu... - krzyczę siedząc już wbrew własnej woli na łóżku. Tak. Znowu ten sam, idiotyczny sen. Zawsze budzę się z takim impulsem. Albo ściskam kołdrę, albo siedzę na łóżku, przy okazji będąc cały mokry. Nie znoszę tego. Ale cóż zrobić, nie mam na to wpływu. Powoli się przyzwyczajam. Powoli. Niby męczy mnie to od dawna, ale nie jest łatwo, przebrnąć przez to wszystko. Nic nie jest łatwe. Zwłaszcza życie. No może nie same podstawowe czynności, to to każdy umie. Ciężko jest być szczęśliwym, bez żadnych zastrzeżeń co do tego uczucia. Mieć dobą pracę, z której czerpię się przyjemność, mieć kochającą rodzinę, zawsze stającą przy twoim boku, wspierającą Cię nade wszystko. A co najważniejsze - mieć swoją drugą połówkę. Swoją miłość. Swoje podparcie. Osobę, której co rana będziesz mógł powiedzieć "Dzień Dobry, kocham Cię". Dla której będziesz chciał podnieść swoje 4 litery. Osoba, która czyni Cię szczęśliwą, która samym uśmiechem poprawia Ci humor. To skarb mieć taką osobę. Najgorzej jest ją tylko utracić. Albo nie doceniać. Jeśli masz taką osobę, dbaj o nią jak najlepiej potrafisz. Kochaj całym sobą, uczyń swoim oczkiem w głowie. Zabiegaj cały czas. Niech czuje się ważna, bo jeśli nie będzie odnosiła takiego wrażenia, może Ci się wymsknąć między palcami. Zabierając szczęście i sens twojej egzystencji. Tak, bycie szczęśliwym jest bardzo trudne. Leży w rękach jednej osoby.
Ciekawi mnie jeden fakt: Dlaczego wiodę taki żywot? Dlaczego nie mogę być szczęśliwy? Dlaczego dawno temu los mi Go zabrał? Moją miłość, szczęście, oczko w głowie. Skoro tak o niego dbałem. Był na pierwszym miejscu, zawsze. Więc dlaczego? Nigdy chyba tego nie zrozumiem. Z resztą nie muszę, chcę tylko go mieć z powrotem. Tak dla siebie, jak dawniej, jak kiedyś.


Muszę się ruszyć, w końcu fortuny ze sobą nie zabrałem. Dziwnie to wygląda. Jakbym przyszedł na coś w stylu szybki numerek, haha. Jestem debilem. Zbieram swoje ciuchy, kieruję się w stronę łazienki. Ogarniam się na szybko, wykonuje czynności toaletowe, zarzucam z powrotem ubrania. Staję przed lustrem, przeczesuję dłonią moje potargane czarne włosy. Szczerze nie wiem co ze sobą zrobię. Wychodzę z pokoju. Kieruję się w stronę recepcji, oddaje klucze płacę za pobyt i idę. Przed siebie. Nie ubrałem się zbyt ciepło - mój błąd. Jak zwykle nie myślę. Pobyt nie wyniósł mnie za dużo, aż się zdziwiłem. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pójdę kupić sobie jakieś piwo. Tak wiem, jak zwykle"nie powinienem, bo jeszcze znowu się uzależnię" blablabla. I tak nie mam się dla kogo starać. Boże, cokolwiek mówię, o czymkolwiek wspomnę, temat schodzi na Mike'a. Uzależniony to ja jestem, ale od niego. Niczym narkotyk. Kiedy go nie mam wariuję, myślę tylko o nim. Kiedy znajduję się w jego towarzystwie, czuję radość, ale w pewnym stopniu nie działa to na mnie pozytywnie. Wiecie o co mi chodzi. Nie będę opowiadał wszystkiego od początku i tak już wystarczająco się wyżalam, bo w końcu to wychodzi mi najlepiej.
Wchodzę to jakiegoś sklepu, nie wiem jakiego, to nie istotne, ważne, że można tak dokonać zakupu alkoholu. Kupuję to co chciałem i wychodzę.
Krążę trochę po mieście. Jest ok. osiemnasta. Pewna myśl regularnie zaczęła mnie nawiedzać. Kusić, zachęcać. Tak, pójdę tam.
Most. To jest miejsce w które się udałem. Nie wiem z jakiego powodu, miałem taką ochotę. Chęć. Jestem nam miejscu. Ciągnie się. Długi, wysoki. Ciekawe, czy to tutaj zginę. Ale tak naprawdę. Może będę szybko jechał i spadnę? Albo ktoś mnie wyrzuci jak we śnie?
Albo...
Skoczę.
Tak sam z siebie.
Może
Nawet teraz.
W tym momencie.
Nogi same mnie niosą w stronę barierek. Jestem pewny tego co chcę zrobić? Nie. Nie chcę. Pierwszy raz. Kiedy mam okazję - nie chcę tego skończyć. Wychylam się przez barierkę. Trochę za mocno, jak na normalnego przystało. Tak, to ten moment. Puszczę...
NIE.
Nie tym razem. Wracam do normalnej pozycji. Opieram łokcie na barierce, zasłaniając dłońmi twarz. Czuję potrzebę wypłakania się. Każdy tak ma. Gorszy dzień. Kiedy wszystko nie idzie po twojej myśli. Wszystko kumuluje się w twojej głowie. Chcesz zapomnieć zrobić cokolwiek, byle zaznać spokoju. Chcesz wszystko skończyć. Najlepiej. Ale trzeba walczyć - mieć nadzieję. Może w moim przypadku jest na wyczerpaniu - ale nadal staram się trwać. Miłość do niego jest silniejsza. Każę mi tu być. Jeszcze na mnie nie czas. Tyle otwartych perspektyw. Powinienem to docenić, wykorzystać,ale nie. Wszystko przez niego - pieprzonego Shinodę. Miłość do niego mnie zabija, naprawdę.
Łza pociekła po moim zimnym policzku.
- Hej, wiem, że to tak nie ładnie, ale obserwuje Cię od jakiegoś czasu...Wszystko w porządku? - moje rozmyślenia przerywa delikatny i przyjemny ton zza moich pleców
- Nie. Nic nie jest w porządku. Życie to nie pieprzona bajka. Niestety.
- Rozumiem Cię. Siedzenie samemu nic Ci nie da. Tylko pogorszysz swój stan. Chodź ze mną, nie ilozuj się od ludzi - Mhm, właściwie to nie jest głupi pomysł i tak nie mam co robić - Właściwie. Czemu nie - nie wiem jak to możliwe, że zaufałem pierwszemu lepszemu przechodniemu. Potrzeba kontaktu z ludźmi przewyższa wszystko. To toczy się za szybko. Przed chwilą się obudziłem, a teraz nagle znajduję się przy moście, a co ważniejsze, jakaś istota ludzka zainterosawała się moim istnieniem.
- Świetnie! Czasem jest dobrze wyżalić się osobie której się nie zna. A z takich podstaw, to jestem Talinda.

_________________________________

Chciałam tylko wspomnieć, że sytuacja w studio celowo jest opisana krótko. Chciałam tylko przedstawić zajście, nie wgłębiając się w szczegóły. Jeśłi czytasz - skomentuj. Chętnie poznam twoje zdanie i uwagi :D

4 komentarze:

  1. jak już mówiłam: opis miłości jest cudowny, naprawdę. piękny, genialny i w ogóle. lubię ludziom słodzić i dlatego cieszę się, że nie muszę tutaj niczego ukrywać, bo mi się podoba : ) oczywiście wiesz, jak kocham ten pomysł i cieszę się, że jednak postanowiłaś to rozwinąć ;p
    zanim zapomnę, bardzo podoba mi się playlista i cieszę się, ze umieściłaś tam Trivium, bo to naprawdę cudowny zespół :3
    już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i będę Cię o niego męczyć, więc możesz się przygotować, że na pewno niedługo się pojawi ;d
    tak w ogóle, to dziękuję, że dziś to napisałaś, przynajmniej mogę przenieść myśli na coś przyjemniejszego... no nic, to chyba wszystko.
    lof ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosz...tu dwie wstawiają, tu znowu kolejne...wypadałoby tez cos wrzucic ode mnie, co nie ?? Shot napisany i gotowy to wstawienia...najwyżej zostanę zlinczowana. Zajebisty rozdział normalnie :D Bardzo mi się spodobały rozterki Chestera :D Tylko szkoda, że tak mało Mike'a było ;C Mam andzieje, że w nastepnym rozdziale już wszystko będzie lepiej...zwłaszcza stosunek między Bennoda :)) Nie ma to jak zboczenie, które sie wkradło :D Przynajmniej wiem, że Cię nie podmienili...choc zdziwiłam się słowami które napisałaś jako autorka i jednak pomyślałam o podmienieniu...normalnie takie oczy o_O XD Czekam na następny i weny zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle zaaranżowałaś to spotkanie z Talindą. Ten opis, kiedy Chazzy stał na tym moście... cholernie realistyczne. Świetne.

    OdpowiedzUsuń
  4. w końcu jestem na bierząco :D bardzo fajny pomysł na opowiadanie. Od pierwszego opowiadania widać u Ciebie duży postęp, fajnie się to czyta, czasem pare błędów :) rozdział ciekawy, chociaż wolałabym więcej akcji niż tyle rozkmin Chaza ;) i świetna końcówka, ciekawe co wyniknie z tego spotkania z Talindą. Czekam z niecierpliwością na kolejny! Pozdrawiam @elmerek :)

    OdpowiedzUsuń